Jak długo można się sądzić o 122 zł i 40 groszy? Taka jest bowiem wartość sporu pomiędzy miastem stołecznym Warszawa a jednym z jej mieszkańców. Już trwa sześć lat.
Józef P., bezrobotny mieszkaniec stolicy, został złapany przez kontrolerów w tramwaju. Był listopad 2007 r. Według swojej relacji P. nie zdążył skasować biletu, bo kasowniki były już zablokowane. Kontrolerzy wystawili mu mandat. Mężczyzna nie chciał zapłacić, więc miasto poprosiło sąd o nakaz zapłaty.
Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego, mówi, że jeśli gapowicz nie chce zapłacić mandatu, to zawsze sprawa trafia do sądu, który zwykle błyskawicznie wydaje nakaz zapłaty. – Nie słyszałem, by któraś sprawa ciągnęła się latami – dodaje Krajnow. Co miesiąc w stolicy kontrolerzy łapią ok. 20 tys. gapowiczów.
W sprawie Józefa P. sąd też szybko wydał nakaz zapłaty. Mężczyzna zaskarżył decyzję, ale sąd odrzucił jego wniosek z powodów formalnych. – Nie był złożony na właściwym druku – mówi adwokat Monika Brzozowska z kancelarii Pasieka Derlikowski Brzozowska Adwokaci i Radcowie Prawni. Jest pełnomocnikiem pasażera.
Po wniosku sąd zgodził się na zaskarżenie decyzji w sprawie zapłaty. A potem sprawa utknęła. W 2011 r. okazało się, że nie może się toczyć, bo zaginęły akta. – To bardzo rzadko, ale się zdarza – mówi Maja Smoderek ze stołecznego sądu.