W pierwszym dniu obowiązywania 48-godz. tygodnia pracy lekarzy nie odbyło się bez zamieszania. Z oddziału ratunkowego szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej odesłano z kwitkiem pacjenta z urazem ręki. Powód? Na izbie przyjęć nie było chirurga.
Jak wyjaśniają przedstawiciele lecznicy, mężczyzna trafił w „dziurę”: jeden specjalista zszedł z dyżuru, a drugi zgodnie z grafikiem miał być dopiero za kilka godzin. – W związku z wejściem w życie nowych przepisów przychodzi mniej lekarzy – przyznaje Anna Malinowska, rzeczniczka szpitala.
Według związku zawodowego lekarzy w stolicy jedynie w co siódmej placówce udało się dojść do porozumienia z pracownikami i zapewnić opiekę pacjentom. – Problem obsady dyżurów został rozwiązany tylko w szpitalu przy ul. Nowowiejskiej. Tam lekarze na dyżury są „podnajmowani” przez fundację działającą przy placówce – wyjaśniają związkowcy.
W kolejnych czterech szpitalach pracownicy podpisali zgodę na pracę dłużej niż 48 godzin tygodniowo. Bezterminowo na takie rozwiązanie przystali pracownicy Wolskiego. W Instytucie Reumatologii, Kardiologii oraz przy Stępińskiej umowa ma obowiązywać tylko miesiąc. Przy czym w tym ostatnim szpitalu podpisało ją zaledwie 50 proc. lekarzy.
– Dostaliśmy kredyt zaufania – przyznaje doc. dr hab. med. Jacek Grzybowski, dyrektor ds. klinicznych Instytutu Kardiologii. – Lekarze liczą, że w następnych miesiącach będą wyższe kontrakty z Funduszem, co zapewni im podwyżki.