Tarcza i przepaść

Zastanawiające, że twarde negocjacje rząd Tuska prowadzi tylko z USA. W podobny sposób nikt nie mówi o stosunkach z Rosją, Niemcami czy Francją – pisze polityk PiS

Publikacja: 17.07.2008 01:43

Stosunek do tarczy antyrakietowej to najważniejszy sprawdzian polityczny premiera Donalda Tuska. Albo Tusk najważniejszą dzisiaj kwestię polskiego bezpieczeństwa rzuci na żer specom od propagandy, albo zachowa jeden z podstawowych kierunków polityki zagranicznej niepodległej Polski.

Pierwsza interpretacja mówi, że od wielu już tygodni obserwujemy przygotowywanie dekoracji politycznych do powiedzenia Amerykanom „nie”. Wskazują na to słowa, którymi politycy PO określają relacje z USA. „Rozmowy” zostały zastąpione przez „negocjacje”, a pożądany charakter relacji najczęściej określany jest jako „twardy”. Od debaty o wychodzeniu polskich żołnierzy z Iraku każda praktycznie wypowiedź o relacjach polsko-amerykańskich ze strony PO zawiera szereg zastrzeżeń i wątpliwości. Zupełnie jakby przyświecał im cel: zasiać niepewność co do atlantyckiego kierunku polityki w umysłach Polaków.

Zastanawiające, że nikt nie zapowiada twardych relacji np. z Rosją czy sojusznikami – Niemcami lub Francją. Eksperci wskazują, że dla rządu Donalda Tuska korzystne byłoby podzielenie sceny politycznej także wokół spraw zagranicznych. W wariancie tym mieści się też, coraz bardziej prawdopodobne, udawanie w nieskończoność, że trwają jakieś rozmowy, i symulowanie, że „piłka jest w grze”, aż projekt całkowicie straci na aktualności. Ten wariant pozwoli uniknąć kłopotliwego powiedzenia „nie” już po faktycznym zakończeniu kilkuletnich negocjacji.

Premier ryzykuje powstanie na polskiej scenie politycznej nowego głębokiego pęknięcia, które stanie się na lata przepaścią nie do przebycia

Druga możliwość jest następująca: rząd się zorientował, że społeczny sprzeciw wobec tarczy nie jest jednoznaczny i cała operacja medialna zorientowana jest tylko na ogłoszenie, że tarcza w Polsce to wyłączny sukces Tuska. Wówczas to premier przedstawi wynegocjowaną dawno umowę jako nową, wynegocjowaną przez siebie, pełną korzyści dla Polski. Obie interpretacje coś łączy: powstały zapewne w pomieszczeniu po zlikwidowanej czytelni w Kancelarii Premiera, zajmowanym przez słynnych autorów „przekazów dnia”, w których opracowuje się ujawnione ostatnio instrukcje, „jak zaatakować prezydenta”.

Oba warianty postępowania są zbyt ryzykowne, jeśli chodzi o tak ważną sprawę jak gwarancje bezpieczeństwa dla Polski. Najważniejsze jest jednak, że premier ryzykuje powstanie na polskiej scenie nowego głębokiego pęknięcia, które stanie się na lata przepaścią nie do przebycia – podzieli PO i PiS w sprawie koncepcji bezpieczeństwa narodowego. Premier zdaje się nie brać nawet pod uwagę, że to jego historia obciąży odpowiedzialnością za zerwanie z tradycją polskiej polityki zagranicznej po 1989 roku.

Exposé Donalda Tuska zapowiadało w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa elementy kontynuacji i kilkakrotnie odwoływało się do współpracy z prezydentem i opozycją. Słuchający go dyplomaci akredytowani w Warszawie prawdopodobnie napisali w korespondencjach do swoich stolic coś w rodzaju: trzy filary polityki zagranicznej i bezpieczeństwa pozostaną bez wielkich zmian i będą przedmiotem współpracy: polityka europejska, polityka wschodnia ze sprawami energetycznymi i stosunki transatlantyckie. Dziś łamią sobie pewnie głowę, jak zinterpretować to, co się dzieje nad Wisłą.

Na pierwszy ogień poszła polityka wschodnia. Tuż po wyborach ogłoszono niespodziewanie, że Polska odstąpi od blokowania rozmów OECD – Rosja na temat jej przystąpienia do tej organizacji, zapowiedziano jako pierwszą na wschodzie wizytę Tuska w Moskwie. Negocjacje w sprawie zniesienia rosyjskiego embarga na polskie produkty poprowadzono bez poważniejszego efektu i na zasadach oczekiwanych przez stronę rosyjską, czyli bez aktywnego udziału Komisji Europejskiej. Następnie Polska zrezygnowała z blokowania rozmów UE – Rosja na temat nowej umowy. Przy okazji Litwa protestująca przeciwko postawie Rosji w relacjach z Unią pozostała sama.

Minister Sławomir Nowak już na początku roku poddał gruntownej krytyce relacje Polski z Ukrainą, marszałek Bronisław Komorowski skrytykował niedawno zaangażowanie Polski na Kaukazie Południowym, minister Sikorski nazwał „głupstwami” postawione przez licznych intelektualistów pytania odnośnie do kierunku polityki rządu. W rządzie pojawiła się nawet opinia, że intelektualiści i politycy krytykujący politykę wschodnią rządu działają z inspiracji jednej z ambasad.

Rząd zignorował roboczy szczyt energetyczny w Kijowie, inicjatywy energetyczne poprzedniego rządu zostały zamrożone, czyli faktycznie skazane na skasowanie. Przygotowane przez rząd Partnerstwo Wschodnie jako program Unii zostało ogłoszone bez uczestnictwa Czech, które jako pierwsze proponowały nam współdziałanie w polityce wschodniej już podczas ich prezydencji.

Dziś Partnerstwo Wschodnie jest niestety tylko zapisaną kartką papieru i nie zawiera żadnych polskich postulatów politycznych, nie tworzy wymiaru wschodniego UE, pomija kwestie bezpieczeństwa energetycznego, nie proponuje dodatkowego finansowania z funduszy unijnych jej polityki wschodniej. Jako jego zaletę przedstawiono fakt, że jest, i że zostało przygotowane we współpracy ze Szwecją. Polski parlament zapoznał się z tym projektem kilka tygodni po urzędnikach z Brukseli i politykach w kilku europejskich stolicach dopiero po wezwaniach opozycji.

20 grudnia 2007 r. ni z gruszki, ni z pietruszki Klub Parlamentarny PO przedstawił Sejmowi projekt uchwały, którą faktycznie zapowiadał, że Polska odstąpi w przyszłości od protokołu brytyjskiego i przyjmie jako obowiązujący dokument Kartę praw podstawowych. Oznaczało to, że PO zrywa z kompromisem w sprawie traktatu. Projekt uchwały lansowany był przez marszałka Bronisława Komorowskiego. W praktyce odebrał argumenty tym, którzy przekonywali, że PO jest gotowa lojalnie podtrzymać ustalenia zawarte przez Lecha Kaczyńskiego w Brukseli w 2007 r.

Wywołało to wielotygodniowy spór, w którym PO bez wahania przedstawiała wszystkich, którzy wyrażali jakiekolwiek wątpliwości, jako przeciwników Europy, integracji europejskiej, a nawet zwolenników opuszczenia przez Polskę UE. Zostało to określone jako polityczne grillowanie PiS. Spór zakończył się jednak pod auspicjami prezydenta ustaleniami politycznymi z premierem, którym jednak sejmowa większość nie nadała odpowiedniego biegu, a marszałek wstrzymywał pracę nad nimi aż do wakacji. Niektórzy politycy PO nie kryją, że ich partii zależy właśnie na klarownym podziale na obóz pro- i antyeuropejski, w którym chętnie zagraliby na zasadzie wyłączności tę pierwszą rolę.

Dwóch znanych polityków założyło się kilka miesięcy temu o to, czy rząd PO zdecyduje się przerwać rozmowy ze stroną amerykańską na temat instalacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że taki scenariusz może w ogóle wchodzić w grę na obecnym etapie negocjacji. A jednak. W amerykańskie święto narodowe premier Rzeczypospolitej ogłosił swoje negatywne stanowisko wobec amerykańskiej oferty. Zapowiedziano dalsze rozmowy, pomimo że dokument już został wynegocjowany, a upełnomocnieni negocjatorzy nie zaplanowali żadnych dodatkowych tur negocjacji i wedle powszechnej wiedzy żadne się nie odbywają.

Od swego powstania rząd praktycznie wyłączył opozycję z procesu informowania o postępie prac nad przygotowaniem umowy, natomiast oficjalne instytucje wyspecjalizowały się w przeciekaniu mocno wątpliwych „informacji”, które mają zniechęcić polską opinię publiczną do realizacji projektu (niebezpieczeństwa dla Polski, brak gwarancji bezpieczeństwa, brak ochrony dla naszego kraju, a nawet żądania powstania agencji towarzyskiej!). Nie odnotowano ani jednego przecieku z dobrymi dla bezpieczeństwa Polski prognozami związanymi z montażem tarczy. W najlepszym razie jest ona prezentowana jako zło konieczne.

Jednocześnie przedstawiciele rządu uchylali się od przedstawienia jakichkolwiek informacji Sejmowi. Konsultacyjna misja szefowej Kancelarii Prezydenta Anny Fotygi w USA, której na zdrowy rozum trudno zarzucić, że działała wbrew intencjom politycznym polskich władz w sprawie tarczy, jeśli są takie, jak się deklaruje, w każdym innym razie pozostałaby niezauważona. Nie tym razem. Teraz spotkała ją kanonada brutalnych ataków, a szef gabinetu premiera nazwał działanie Fotygi niezgodnym z polską racją stanu, jego wywiad zaś pozostał bez reakcji przełożonych. Podczas posiedzenia Sejmu marszałek zastanawiał się na głos, czy posłowie, jeśli dobrze rozumiem, zwolennicy sojuszu z USA, nie reprezentują interesów innych państw. W podobnym tonie przemawiał miesiąc wcześniej do sejmowych komisji minister spraw zagranicznych!

Wszystkie te sprawy coraz bardziej układają się w jedną całość, której zwieńczeniem jest sprawa tarczy. Polscy komentatorzy i politycy ciągle wahają się przed nazwaniem rzeczy po imieniu. Nikt nie chce napisać otwarcie, że polski kompromis w strategicznych sprawach rozsypuje się na naszych oczach jak domek z kart. Propaganda rządu sieje bezprecedensowy zamęt.

Spór o politykę wschodnią i energetyczną pozostał niezabliźniony, zmiany w polityce wschodniej – wyraźne jest osłabienie relacji z Ukrainą, Litwą i Czechami, PO przy poparciu lewicy wprowadza pod obrady Sejmu kolejne prowokacyjne uchwały o traktacie lizbońskim. Nie waha się podgrzewać kłótni o traktat, czego ostatnią odsłoną była niepotrzebna debata nad nacisko-rezolucją w Sejmie. Mimo że traktat został już przyjęty, mównica sejmowa stała się nagle jeszcze raz politycznym grillem! Ta debata nie miała jakiegokolwiek prawnego znaczenia, od początku do końca była wymyślona i wyreżyserowana ze Stefanem Niesiołowskim w roli głównej.

Donald Tusk ma wybór: albo powrócić przy okazji tarczy do poszukiwania kompromisu w sprawach bezpieczeństwa państwa i uznać, że sprawa ta wykracza poza horyzont jednego rządu, albo przeciwnie: dokończyć dzieła zniszczenia tego kompromisu, eskalować manewry medialne wokół tarczy, a następnie podjąć decyzję, która (oby nie) podzieli nas na dziesięciolecia. Wtedy to nie Napieralski zasłuży w podręcznikach na miano polskiego Zapatero.

Autor jest historykiem, posłem PiS. W rządzie Jarosława Kaczyńskiego był wiceministrem spraw zagranicznych

Stosunek do tarczy antyrakietowej to najważniejszy sprawdzian polityczny premiera Donalda Tuska. Albo Tusk najważniejszą dzisiaj kwestię polskiego bezpieczeństwa rzuci na żer specom od propagandy, albo zachowa jeden z podstawowych kierunków polityki zagranicznej niepodległej Polski.

Pierwsza interpretacja mówi, że od wielu już tygodni obserwujemy przygotowywanie dekoracji politycznych do powiedzenia Amerykanom „nie”. Wskazują na to słowa, którymi politycy PO określają relacje z USA. „Rozmowy” zostały zastąpione przez „negocjacje”, a pożądany charakter relacji najczęściej określany jest jako „twardy”. Od debaty o wychodzeniu polskich żołnierzy z Iraku każda praktycznie wypowiedź o relacjach polsko-amerykańskich ze strony PO zawiera szereg zastrzeżeń i wątpliwości. Zupełnie jakby przyświecał im cel: zasiać niepewność co do atlantyckiego kierunku polityki w umysłach Polaków.

Pozostało 92% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił