Z informacji "Rz" wynika, że na przełomie marca i kwietnia MON skierował do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o podejrzeniu nieuprawnionego używania samochodów służbowych przez osiem osób. Był to efekt kontroli przeprowadzonej przez Departament Kontroli MON.
- W zawiadomieniu zostało wymienionych osiem osób, w tym jedna pracownica cywilna wojska - potwierdził w rozmowie z "Rz" płk Ireneusz Szeląg, wiceszef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dodał, że szkody z tego tytułu wynoszą od 455 zł do 34 tys. zł. Nie chce jednak ujawniać nazwisk pojawiających się w śledztwie.
Z ustaleń "Rz" wynika, że podejrzenie o nadużywanie samochodu na kilkanaście tysięcy złotych dotyczy m.in. Agnieszki Wieliczko. - Samochód, którego używała był oznaczony jako kategoria "D", czyli dyżurny. Oznacza to więc, że można z niego korzystać tylko w godzinach pracy. Tymczasem Wieliczko była nim wożona także po godzinach pracy np. do domu - mówi jeden z oficerów znający materiały śledztwa. Przyznaje, że gdyby samochód był inaczej zaszeregowany, nie byłoby żadnego śledztwa.
Wieliczko potwierdziła "Rz", że otrzymała wezwanie do prokuratury w charakterze podejrzanego. - W prokuraturze mam stawić się w poniedziałek - mówi "Rz". - Sprawa jest jednak bardzo dziwna. Jestem pewna, że nie nadużywałam służbowego samochodu - podkreśla.
Sprawą zbulwersowany jest także Aleksander Szczygło. - To ewidentna próba zastraszania moich współpracowników przez prokuraturę wojskową. Wszystko odbywało się bowiem zgodnie z prawem - mówi w rozmowie z "Rz" były szef MON w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, dziś poseł PiS. - Prokuratura wysłała do niej wezwanie, z którego wynikało, że ma być przesłuchana w charakterze podejrzanego. Potem okazało się, że prokurator zadzwonił do niej i powiedział, że to tak do końca nie jest - twierdzi Szczygło.