W swojej ojczyźnie, ale także na przykład w Niemczech, zdobył sławę równą niemal gwiazdom muzyki pop. Jego kariera przywraca wiarę w moc prawdziwych dokonań artystycznych, bo okazuje się, że tenor nie musi śpiewać operowych hitów i neapolitańskich piosenek, by zyskać taką popularność. Ian Bostridge uczynił to, specjalizując się w pieśniach niemieckich romantyków, w muzyce współczesnej i barokowej.
Jego życiorys też jest niezwykły. Za młodu śpiewał – jak wielu jego rówieśników na Wyspach Brytyjskich – w chórach chłopięcych. Potem jednak studiował historię i filozofię w Oksfordzie i postanowił zostać naukowcem. Tematem jego pracy doktorskiej, którą wydał też w formie książkowej, były przemiany wierzeń w czarownice w latach 1650 – 1750.
Ian Bostridge postanowił jednak rzucić efektownie rozpoczęte życie badacza przeszłości i wrócił do śpiewania. Zanim jednak pojawił się na estradach, pojechał na studia do Niemiec (to rzecz niemal niespotykana dla Brytyjczyków). Jego pedagogiem został wielki niemiecki śpiewak Dietrich Fischer-Dieskau. Dziś w każdym wywiadzie podkreśla, że zawdzięcza mu niemal wszystko, co umie.
Niewątpliwie to dzięki swojemu nauczycielowi tak znakomicie interpretuje pieśni Schuberta czy Schumanna. Sam zaś jak prawdziwy badacz chętnie zagłębia się w dzieła współczesne i dawne.
44-letni Ian Bostridge przyjeżdża z programem przygotowanym z okazji 250. rocznicy śmierci Haendla. Dwa lata temu nagrał dla EMI rewelacyjną płytę z jego ariami. Jeśli na żywo zaśpiewa je tak znakomicie jak w nagraniu, czeka nas niepowtarzalny wieczór.