Biznesmen, który w piątek pierwszy raz stanął przed sejmową komisją mającą wyjaśnić tajemnicę śmierci jego syna, oskarżył śledczych, polityków i ministrów.
– Pracownicy MSWiA chronili katów mojego syna. Jeżeli Remigiusz M. (szef policyjnej grupy poszukiwawczej – red.) mówi o splamionym mundurze policjanta, to niech go wypierze. Ma na nim krew mojego syna – mówił. Przypomniał, że w sobotę mija sześć lat od dnia, gdy bandyci zabili Krzysztofa. Porwali go w 2001 r.
Rozgoryczony przyznał, że w obliczu tragedii politycy odwrócili się do niego plecami. Chociaż – jak mówił – kupował „cegiełki i na SLD, i na PSL, i na Samoobronę”. Wyliczył tych, którzy mu nie pomogli. To m.in. były szef MSWiA Ryszard Kalisz, jego zastępca Andrzej Brachmański, ministrowie sprawiedliwości: Grzegorz Kurczuk, Marek Sadowski, były koordynator specsłużb Zbigniew Siemiątkowski i były poseł SLD Andrzej Piłat. – Żaden nam nie pomógł, ale też nikt nie poniósł za to odpowiedzialności politycznej – wyrzucał Olewnik.
Jest pewny, że śledztwo celowo prowadzono nieudolnie, a bandyci mieli mocodawców. – Ktoś im zlecił porwanie, ktoś chronił, a kiedy stali się niewygodni, doprowadził do samobójstwa. Czy za porwaniem mego syna nie stał żaden układ polityczny? – pytał. Z jego zeznań wynika, że były zakusy przejęcia jego majątku. Jedna z kluczowych kwestii to biznesowe propozycje, jakie dostawał przed porwaniem dotyczące kupna prywatyzowanych firm. – Odrzucałem je, bo wydawały się... śmierdzące – mówił.
Olewnik ujawnił, że jedną z dziwnych ofert złożył mu Maciej Książkiewicz, wiceszef mazowieckiej policji (już nie żyje). Ten sam, który nadzorował policjantów prowadzących poszukiwania. – Książkiewicz zaproponował pomoc w przejęciu zakładów mięsnych w Płocku – opowiadał Olewnik i wyjaśnił, że poznał go przez znajomego policjanta Wojciecha K.