Przez dwa lata zaczynaliśmy organizację bez sponsorów. Ryzykowaliśmy, że w razie niepowodzenia zapłacimy karę w wysokości puli nagród. To przekraczało nasze możliwości, ale podjęliśmy ryzyko i jakimś cudem udało się wszystko zapiąć. Zgromadzenie budżetu w dobie kryzysu jest przedsięwzięciem karkołomnym. Tenis nie jest kochany przez wielkie firmy, argumentem nie jest nawet to, że mamy dzięki Polsatowi i Eurosportowi ponad 20 godzin transmisji na żywo.
[b]Jaki jest sposób na znalezienie potrzebnych kwot?[/b]
Trzeba znaleźć w zarządzie firmy fanatyka tenisa, wtedy jest łatwiej, tak kiedyś było w Suzuki i jest teraz w Polsacie. Na nasze szczęście Polsat nie tylko pozwala domknąć budżet, ale też dobrze pokazuje tenis. Dostaliśmy także wsparcie z BNP Paribas, pomaga nam miasto Warszawa, bo dla stolicy to też promocja.
[b]Dlaczego tak panu zależy na przetrwaniu turnieju?[/b]
To dziś ostatni bastion wielkiego tenisa w Polsce. Powiem więc, może trochę górnolotnie, że wciąż mamy misję: dzięki dzikim kartom możemy dać młodym polskim tenisistkom szansę rozwoju kariery. Liczy się też to, że ludzie mogą zobaczyć w stolicy duże widowisko sportowe.
[b]A wygląd stadionu tenisowego Legii pana nie martwi?[/b]