[wyimek]- To jest wielki wynik, [b]odetchnąłem z ulgą[/b] - powiedział premier[/wyimek]
Najwyższą frekwencję odnotowano w gminie Ustronie Morskie w powiecie kołobrzeskim. Głosowało tam 76,72 proc. uprawnionych.
Kandydat PO Bronisław Komorowski głosował z żoną Anną w Warszawie. – Każdy głosuje na tego, kogo lubi, kogo ceni. Trzeba się cieszyć z samego uczestnictwa – mówił. Szef PiS również głosował w stolicy. Do lokalu przyszedł z bratanicą Martą Kaczyńską, jej mężem i dziećmi. – Dobrze, żeby frekwencja była wysoka. Te wybory są rzeczywiście istotne – stwierdził.
Rodzinę na głosowanie zabrał też kandydat SLD Grzegorz Napieralski. – Dzisiaj Polacy mają największą władzę, jaką mogą mieć – podkreślał.
Jedynym kandydatem, który nie oddał głosu, był Janusz Korwin-Mikke. Przyjechał razem z żoną, która głosowała, do lokalu w podwarszawskim Józefowie, ale nie wrzucił kartki. – Nie głosuję, bo nie ma żadnej kobiety – powiedział. Dodał, że nie odda głosu na swoich konkurentów, a na siebie mu nie wypada. Polityk bardzo źle ocenił swoje sondażowe wyniki wyborów. Jego zdaniem to efekt tego, że nie był zapraszany do udziału w debatach telewizyjnych. - To efekt propagandy - mówił. Dodał, że jeszcze nie wie, na kogo odda głos w drugiej turze.
Do udziału w wyborach nawoływali hierarchowie kościelni. – Wybory prezydenckie są ważną sprawą, ponieważ głosuje się na konkretnego kandydata, którego się zna, a nie na partie – ocenił prymas abp Józef Kowalczyk w Olsztynie.