Trener Urugwajczyków Oscar Tabarez zanim odpowie na najprostsze pytanie, zastanawia się kilka sekund. Gra jego drużyny też wygląda na dobrze przemyślaną, wydaje się, że nie ma w niej miejsca na przypadek.Kiedy prowadził reprezentację Urugwaju w 1990 roku, przed turniejem rozegrał tak dużo sparingów, jak było to możliwe. Tym razem drużyna nie grała w ogóle. – Wiedziałem, że wtedy byliśmy przemęczeni i zastosowałem dokładnie odwrotny wariant – mówi Tabarez.
W Afryce Urugwajczycy nie stracili jeszcze gola, obroną świetnie kieruje Diego Godin. W ataku rządzi Diego Forlan, mając do pomocy Luisa Suareza, którego na początku turnieju przytłoczyła trochę etykietka superstrzelca ligi holenderskiej.
Piłkarze Tabareza zdobyli wielu kibiców wygrywając także ostatnie spotkanie – z Meksykiem, chociaż remis dawał awans obu drużynom. – To nie dlatego, że baliśmy się trafić na Argentynę. Kibicujemy południowoamerykańskiej piłce, spotkamy się z nimi później – przekonuje Forlan.
Tak jak Urugwajczycy próbują nawiązać do sukcesów z 1930 i 1950 roku, gdy dwa razy zostawali mistrzami świata, tak Koreańczycy stają przed szansą udowodnienia, że czwarte miejsce w 2002 roku podczas turnieju na własnych stadionach, nie było tylko efektem sędziowskich błędów.
Zwycięstwo w pierwszym grupowym meczu z Grecją 2:0 było pierwszym poza własnym krajem podczas mundialu, później przyszła jednak wstydliwa porażka 1:4 z Argentyną i remis, który dawał awans – z Nigerią 2:2. Tamten mecz w publicznych miejscach w Korei obejrzało pół miliona widzów, mimo że zaczynał się o 3.30 w nocy.