– Myślę, że będzie to trwało tygodnie. I mam nadzieję, że nie miesiące – powiedział francuski admirał Edouard Guillaud w Radio France Info.
Od godz. 7 rano w czwartek do 7 rano w piątek czasu polskiego koalicja wystrzeliła 16 pocisków manewrujących Tomahawk, a jej samoloty wykonały 153 loty bojowe przeciw armii dyktatora Muammara Kaddafiego. Zrzuciły m.in. cztery bomby naprowadzane na cel za pomocą nawigacji satelitarnej GPS.
Celem były głównie baterie artylerii oraz jednostki pancerne i zmechanizowane Kaddafiego. Francuskie samoloty zniszczyły m.in. stanowiska artyleryjskie pod ważnym strategicznie miastem Adżdabija na wschodzie kraju, zajmowanym przez siły dyktatora. W operacji uczestniczył Mirage 2000-5 Kataru – pierwszego kraju arabskiego, który przyłączył się do działań koalicji.
Rzecznik rebeliantów z Bengazi Mustafa Gheriani zapowiedział, że najpóźniej w sobotę Adżdabija zostanie zdobyta przez siły powstańcze. Wieczorem rebelianci poinformowali telewizję al Arabija, że weszli od wschodu do miasta. Doszło do ciężkich walk. Znad rejonu unosiły się w górę ogromne słupy gęstego dymu – efekt nieustannych nalotów sił koalicji.
Na zachodzie Libii górą jest jednak wciąż Kaddafi. Rebelianci walczący w miastach Misrata i Zintan informowali, że kończy im się amunicja oraz żywność. Czołgi sił lojalnych wobec Kaddafiego ostrzelały przedmieścia Misraty, zabijając co najmniej sześciu cywilów, w tym troje dzieci. Powstańcy w Misracie walczyli także ze snajperami Kaddafiego. Część zabili, inni uciekli. Według amerykańskiego wiceadmirała Williama Gortneya pojawiły się informacje, iż libijski przywódca przystąpił do wydawania broni ochotnikom.