Ponad tysiąc osób uczestniczyło w mszy świętej, która o 18.30 zaczęła się w bazylice Mariackiej, i zorganizowanym po niej koncercie „10 kwietnia in memoriam". Oba te wydarzenia odbyły się z inicjatywy społecznego komitetu, na czele którego stanął Maciej Łopiński, były szef gabinetu prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Podczas koncertu soliści Artur Ruciński i Joanna Woś z towarzyszeniem Orkiestry Akademii Beethovenowskiej i Chóru Polskiego Radia wykonali „Requiem d-moll" Gabriela Faure i utwory filmowe Michała Lorenca. Całość prowadzili aktorzy Małgorzata Kożuchowska i Jerzy Zelnik.W organizacji koncertu pomogło miasto.
Na uroczystości z powodu choroby matki nie dotarł Jarosław Kaczyński, była natomiast m.in. Marta Kaczyńska z rodziną, brat zmarłej prezydentowej płk Konrad Mackiewicz i rodziny innych ofiar katastrofy smoleńskiej. Na zewnątrz bazyliki wystawiono telebimy, dzięki którym setki krakowian mogły obejrzeć uroczystość.
Wcześniej bliscy współpracownicy Lecha Kaczyńskiego – ministrowie z jego kancelarii, złożyli kwiaty przy sarkofagu prezydenckiej pary w krypcie na Wawelu. Pięciu innych pracowników kancelarii do Krakowa dotarło na rowerach.
Gorąco zrobiło się po nabożeństwie. Ok. trzech tysięcy osób ruszyło w marszu zorganizowanym przez krakowski klub „Gazety Polskiej" spod bazyliki pod Krzyż Katyński, znajdujący się obok wzgórza wawelskiego. Jego uczestnicy najczęściej wznosili okrzyki: „Lech Kaczyński – pamiętamy". Były jednak i hasła: „Komorowski – zdrajca Polski" czy „Weźcie premiera – dajcie skrzynki". U stóp wzgórza po drugiej stronie ulicy czekało na nich ok. 150 członków stowarzyszenia Obywatelski Wawel, które jest przeciwne pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Na swej stronie internetowej od wielu dni zachęcali krakowian do wzięcia udziału w swoim marszu. Skandowali głośno m.in. „Zabierz brata, Jarosławie!", starając się zagłuszyć przemówienia i modlitwy pod krzyżem, odmawiane w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej. W odpowiedzi słyszeli m.in.: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!". Nie doszło do eskalacji protestu, bo obie manifestacje szczelnie odgradzała policja.