Odrzucał przypisywane mu szumne określenia - „ojciec chrzestny hip-hopu", „czarny Bob Dylan". Nie przyjmował nagród, na muzycznych salonach nie bywał. Ale jego wpływ na rozwój muzyki hiphopowej jest niepodważalny, a kondolencje napływające od Eminema, Chucka D, Taliba Kweli i innych artystów świadczą, że Heron był wzorem dla pokoleń raperów.
W latach 70. połączył minimalistyczne, bluesowe podkłady ze słowem mówionym, z poetyckimi recytacjami, których refreny powracały jak w piosenkach. Najważniejsza była treść - błyskotliwa forma, ironia zmieszana z gorzkim komentarzem.
Heron był mistrzem słowa i bezkompromisowym publicystą. Hiphopowym pionierem nie tylko w sferze muzyki, ale ideałów - narodziła się postać zaangażowanego komentatora, który - wobec obojętności mediów - stał się wyrazicielem frustracji czarnoskórych Amerykanów. Jego testamentem pozostanie „Revolution Will Not Be Televised" z 1970 r., obnażająca cynizm i rasizm telewizyjnych przekazów, zapowiadająca epokę mediów i reklam rządzonych interesami politycznymi. Napisał ją jako 19-latek i wydał na pierwszym albumie „Small Talk at 125 and Lenox". Wkrótce ukazały się kolejne płyty, książki, tomy poezji.
Heron przez 20 lat uważnie przyglądał się społeczno-politycznym realiom, z jego utworów można uczyć amerykańskiej historii. Zapisał w nich aferę Watergate, prezydentury Nixona i Reagana, upadek amerykańskich ideałów, beznadzieję życia w gettach, politykę nuklearną i rasizm. Młode pokolenie twórców hip-hopu, którzy debiutowali na przełomie lat 80. i 90., poszło jego śladem. Łączyli nowe formy muzyczne i polityczne treści. Ale przegrali z żądzą sukceu. Kolejne dekady zapisały się w historii rapu jako epoka „gansta" i „bling-bling" - rywalizacji między artystami, rosnącej sprzedaż y albumów, hedonizmu i pożegnania z ambicjami. Ci raperzy, którzy pozostali wierni swej społecznej roli, znaleźli się w drugim planie. Heron w słynnej „Message to the Messengers" z 1994 r. napominał następców, by brali odpowiedzialność za słowa. Niewielu go wtedy słyszało.