– Bojówkarze ciągle się tu kręcą. Wczoraj próbowali podejść od tamtej ulicy, za pagórkiem – mówi Zsolt Lakatos, lider społeczności cygańskiej w Gyongyos, pokazując mi część miasteczka u stóp wzniesienia, na którym znajduje się romskie osiedle. Grupy Romów siedzą przed odrapanymi, nędznymi domkami. Rozmawiają, zerkając w naszą stronę.
22 kwietnia amerykański biznesmen Richard Field wywiózł autobusami z leżącej nieopodal wioski Gyongyospata 276 romskich kobiet i dzieci. Romowie obawiali się ataku nacjonalistycznej organizacji Siły Bezpieczeństwa (Vedero), która zapowiedziała w Internecie zorganizowanie weekendowego „obozu treningowego" w tej miejscowości. Już wcześniej wieś była widownią starć pomiędzy Cyganami i Węgrami. Wielu romskich mieszkańców uznało więc, że warto skorzystać z oferty Amerykanina i wyjechać na weekend do domów wczasowych pod Budapesztem i Szolnok. Następnego dnia doszło w Gyongyospata do starć Węgrów z Romami. Spokój przywracało 400 policjantów.
Field, którego Fundacja Domu Amerykańskiego dostarczała wcześniej Romom pomoc humanitarną, określił swoją akcję jako „ewakuację w ramach Czerwonego Krzyża". Wzbudziło to gniew rządu w Budapeszcie. – Reakcja obywatela USA była nieproporcjonalna do rzeczywistego zagrożenia. Nie powinno się mówić o ewakuacji, gdy tak naprawdę nie było potrzeby ratowania tych ludzi – przekonuje „Rz" rzeczniczka rządu Anna Nagy. Według władz węgierska policja radzi sobie sama z bojówkarzami. Rządząca prawicowa partia Fidesz zapowiedziała powołanie specjalnej komisji parlamentarnej, która ma zbadać wydarzenia w Gyongyospata. Niektórzy politycy sugerują, że była to prowokacja mająca na celu dalsze pogarszanie wizerunku Węgier na Zachodzie. – Gdy śledztwo się zakończy, przekonamy się, w czyim to było interesie – mówi sekretarz stanu Zoltan Balog.
Zupełnie inaczej przedstawia sytuację Richard Field, który wspierał na Węgrzech finansowo nie tylko Cyganów, ale także liberalno- ekologiczną partię LMP. – Grupy głoszące nienawiść i samozwańcze straże obywatelskie przez dwa miesiące terroryzowały ludność romską w Gyongyospata. Dopiero ewakuacja 276 osób skłoniła rząd do reakcji i uczyniła ten problem tematem numer jeden w mediach – podkreślił.
Field wyjechał z Węgier i obwieścił, że już tu nie powróci, bo obawia się o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Jak mówi, wciąż dostawał pogróżki od nacjonalistów. „Nie chcę spędzić reszty życia otoczony przez falangę ochroniarzy" – wyjaśnił w liście wysłanym do redakcji „Budapest Times".