Mundial? Był tu taki. Była świetna zabawa, miejscowi pokazali, że potrafią, a potem wrócili do pracy. Ci, którzy pracę mają, bo 40 procent nie ma, tak jak i nie miało przed mundialem.
Nie jest też w RPA ani bardziej, ani mniej bezpiecznie, niż było. W turystyce ani się nie pogorszyło, ani nie poprawiło. Lidze piłkarskiej kibiców nie przybyło i nie ubyło – a mogło ubyć, bo ceny biletów wzrosły po mundialu dwukrotnie. Gospodarka się rozwija, ale mistrzostwa dodały do PKB za 2010 rok ledwie – szacunki się różnią – od 0,2 do 0,4 procent.
– Mamy piękne wspomnienia, jesteśmy dumni, że tak nam się to udało zorganizować. Ale jeśli chodzi o biznes, to spodziewaliśmy się czegoś innego. Zwłaszcza gdy czytaliśmy dane z Pekinu, że po igrzyskach zainteresowanie turystów Chinami wzrosło o 30 procent – mówi „Rz" Zbigniew Skrzypczak, Polak mieszkający w RPA od blisko 30 lat, właściciel firmy organizującej wyprawy po Afryce.
W RPA wyczekiwali tego mundialu z takimi emocjami jak my Euro 2012. Pierwszy raz wielki turniej zaglądał w tamte okolice, przygotowaniom towarzyszył ciągły lament, że się nie uda, a jednocześnie marzenia, że każdy zarobi, reprezentacja wyjdzie z grupy i w ogóle już wszystko będzie inaczej.
A było normalnie: udało się wszystko postawić na czas, drużyna gospodarzy nie wyszła z grupy, zarobili przede wszystkim ci, którzy byli blisko FIFA. Za miliardy wydane na infrastrukturę RPA dostała tyle, ile można się spodziewać, organizując mistrzostwa z FIFA albo UEFA. Tyle że UEFA w Polsce i na Ukrainie od początku stawia sprawę jasno: wasza jest tylko scena i okazja do zareklamowania się. Nasze – przedstawienie i większość zysków.