W dorocznym raporcie EASA poświęconym incydentom i katastrofom cywilnych samolotów w 2010 r. z udziałem europejskich maszyn nie ma wzmianki o katastrofie polskiego Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem – ujawnił wczoraj „Nasz Dziennik".
Już na wstępie raportu agencji (Doroczny Przegląd Bezpieczeństwa) zamieszczono uwagę, że „2010 rok był najbezpieczniejszym okresem w historii istnienia EASA, ponieważ nie doszło w nim do żadnego wypadku śmiertelnego, jeśli chodzi o cywilne lotnictwo komercyjne".
Z danych organizacji wynika, że w 2010 r. miało miejsce 26 niebezpiecznych zdarzeń z udziałem samolotów cywilnych, w których nie odnotowano ofiar śmiertelnych. W dokumencie EASA wyszczególnia też zdarzenia z niekomercyjnymi lotami cywilnymi i wymienia trzy kategorie lotów: pasażerskie, transportowe i inne. W żadnej – jak pisze – nie było ofiar.
Przedstawiciele Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO), która m.in. dostarczyła dane do raportu, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem" podkreślali, że nie będą odnosić się do katastrofy z 10 kwietnia 2010 r., bo w ich ocenie lot rządowego tupolewa był z całą pewnością lotem wojskowym (Military).
– Od początku było wiadomo, że był to lot wojskowy, a nie cywilny – mówi „Rz" Dariusz Szpineta, pilot instruktor. Podkreśla, że wskazywało na to wiele elementów. – Samolot był wojskowy, załoga posiadała licencje wojskowych pilotów, nawet w planie lot został oznaczony jako „M", czyli military – zaznacza.