Spór dotyczy sposobu prowadzenia przez NIK tzw. kontroli smoleńskiej, o której „Rz" pisała w piątek. Izba sprawdza bezpieczeństwo i sposób organizacji lotów najważniejszych osób w państwie. Wzięła pod lupę siedem instytucji, w tym Kancelarię Premiera. I tu powstał konflikt: NIK twierdzi, że utrudniano jej kontrolę, KPRM – że kontrolerzy łamali zasady.
Jutrzejsze posiedzenie komisji to efekt skargi Tomasza Arabskiego, szefa Kancelarii Premiera. „Czuję się w obowiązku zwrócić uwagę Wysokiej Komisji, iż w moim przekonaniu w toku kontroli dochodzi do naruszenia przez kontrolerów zasad postępowania kontrolnego" – czytamy w piśmie, do którego dotarła „Rz". Arabski wytyka w nim m.in., że pracownika kancelarii, który odmówił składania zeznań, przesłuchano jako świadka. Kwestionuje też żądanie kontrolerów, by on sam uczestniczył w czynnościach kontrolnych, „które ze swej istoty osobistego udziału nie wymagają".
Wcześniej Kancelaria Premiera zasypywała NIK skargami na kontrolerów, twierdząc m.in., iż „rygorystyczne egzekwowanie terminów, do czego sprowadzają się pisma ponaglające, powoduje, że przekazywane materiały mogą zawierać usterki".
NIK z zarzutami się nie zgadza. – W KPRM nie doszło do naruszenia przepisów dotyczących postępowania kontrolnego. Kontrolerzy wykonali wszystkie czynności zgodnie z procedurą – przekonuje Paweł Biedziak, rzecznik izby.
Najpoważniejszy zarzut, jaki stawia Arabski, dotyczy uniemożliwienia wskazanym przez niego urzędnikom kancelarii wglądu w akta postępowania kontrolnego NIK. – W tej kwestii naruszono nie regulamin KPRM, ale przepisy zarządzenia prezesa NIK w sprawie postępowania kontrolnego. Stwierdzają one jasno, że kierownik jednostki kontrolowanej ma prawo wglądu do akt i sporządzania odpisów – tłumaczy.