Agitacja z brakującą nogą i inne wpadki w kampanii

Pomyłki, zła wola albo zwykła głupota – wszystkie partie zaliczają przed wyborami kompromitujące wpadki

Aktualizacja: 27.09.2011 09:00 Publikacja: 26.09.2011 19:08

Agitacja z brakującą nogą i inne wpadki w kampanii

Foto: ROL

– Te wybory kosztują człowieka tyle nerwów i stresu, że ja już co najmniej dziesięć kilogramów schudłem – narzeka w rozmowie z "Rz" poseł Zbigniew Girzyński, toruński kandydat PiS.

Jego partia kampanię wyborczą zaczęła najwcześniej – od maja parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości ruszyli w Polskę. Ma być efektownie, czyli z przytupem. Ale do tego czasem brakuje nóg.

W Pile (Wielkopolska) partia Kaczyńskiego w 2007 r. zdobyła dwa mandaty parlamentarne. W tym roku, jeśli wskazywana przez sondaże tendencja zwyżkowa się utrzyma, może liczyć na jeden więcej. Nic więc dziwnego, że tamtejsi działacze i kandydaci już na początku lipca intensywnie zabrali się do partyjnej agitacji.

Zebrali się sporą grupą, zamówili w Warszawie broszurki i ulotki informacyjne, ściągnęli ze stolicy nawet stoliki niezbędne do ulicznych akcji. I zaniemówili, gdy odebrali zamówienie. – To jakaś paranoja. Mamy ekipę, chcemy zaczynać, a Warszawa wysłała nam do trzech stolików tylko 11 nóg. Jedna noga zaginęła w akcji. Jak mamy działać – denerwował się poseł Maks Kraczkowski, pilski kandydat PiS na posła, do którego akurat w feralnym momencie zadzwonił dziennikarz "Rz".

W tle słychać było głosy jeszcze bardziej podenerwowanych lokalnych działaczy. "To jakiś spisek, ktoś ukradł nogę" – grzmiał jeden. "Na pewno Ruscy, zadzwońcie po Macierewicza" – kpił inny.

Z kampanii PiS tego dnia w Pile wyszło niewiele. Na szczęście działacze odnaleźli zaginioną nogę. Okazało się, że zgubił ją ojciec posła Kraczkowskiego, który w Warszawie pakował stoliki.

– My w kampanii nie mamy żadnych wpadek. Jest prowadzona perfekcyjnie – deklaruje Tomasz Kalita, rzecznik SLD.

Innego zdania na ten temat na pewno jest poseł Sojuszu Marek Wikiński. Choć jest posłem z Radomia, wyborcze plakaty powieszono mu w Piotrkowie Trybunalskim. – No cóż, złośliwość rzeczy martwych – komentuje partyjne niedopatrzenie Wikiński. – Mam chociaż nadzieję, że pomogą nieco tamtejszym kandydatom Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Z kolei wielkie billboardy reklamujące posła SLD Leszka Aleksandrzaka przed kilkoma dniami zawisły na obrzeżach Poznania, m.in. przy prowadzącej doń drodze krajowej.

– Trudno je przegapić. Aż pozazdrościłem. I tak zazdrościłem, aż uświadomiłem sobie, że Aleksandrzak nie startuje z Poznania, tylko z Kalisza – śmieje się poseł Dariusz Lipiński, kandydat Platformy z Poznania. – Ciekawe, czy Leszek już widział, gdzie go powiesili.

Sprawdziliśmy. Widział. – Mówi się trudno. Firma, która rozwieszała plakaty, źle namierzyła okręg – przyznaje z rezygnacją w głosie Aleksandrzak.

Znane powiedzenie głosi: nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku. Jak bardzo jest prawdziwe, przekonali się działacze Platformy Obywatelskiej.

– W jednym z okręgów "brygady szturmowe" całą noc rozwieszały plakaty naszego kandydata. Namęczyły się co niemiara. Facet był bardzo zadowolony. Rano się okazało, że wiszą, ale nie na jego terenie wyborczym – opowiada poseł PO Waldy Dzikowski.

Billboardowej wpadki nie uniknęło również PiS.

Plakaty posła Zbigniewa Girzyńskiego, kandydata z Torunia, zawisły w Częstochowie. Tam z list PiS startuje poseł o podobnym nazwisku – Szymon Giżyński.

Wpadka jest tym boleśniejsza, że już w 2005 r. doszło do identycznej omyłki. Partyjne plakaty Girzyńskiego też trafiły do Częstochowy, a Giżyńskiego do Torunia.

– No to teraz obaj wisimy w Częstochowie. Tamtejsi wyborcy mają w czym wybierać – śmieje się Girzyński.

Inny plakatowy problem ma kandydat PSL do Sejmu z Kraśnika. Piotr Rzetelski, radny wojewódzki, na billboardzie promuje się ze złapanym na jeździe po pijanemu Markiem K. "Rzetelski w Sejmie = Marek K.(...) w Sejmiku" – napisano na plakacie. (Jeśli Rzetelski wejdzie do Sejmu, K. zastąpi go w samorządzie – red.). Rzetelski nie widzi w tym nic niestosownego. Tłumaczy, że każdemu trzeba dać drugą szansę.

Niektórzy kandydaci są gotowi do największych wyrzeczeń, byle tylko przekonać wyborców.

Kandydatka SLD Elżbieta Zakrzewska zobowiązała się na łamach "Gazety Wrocławskiej", że jeśli nie spełni swoich obietnic wyborczych, to za karę schudnie 10 kg. Jej deklaracja wywołała lawinę kpin w Internecie.

Obietnica Zakrzewskiej może być trudna do zrealizowania na eseldowskiej diecie. Niedawno do mediów wyciekła wewnętrzna instrukcja sztabu SLD, by elektoratu nie częstować alkoholem, ale czekoladą i kaszanką.

Jedzenie jest politycznie niebezpieczne nie tylko dla Sojuszu. Przekonał się o tym tuż przed kampanią premier Donald Tusk, który pojawił się na wizycie w gminie Klwów (Mazowieckie), nazywanej też paprykowym zagłębiem. Tusk najpierw miał "pochylić się z troską" nad rolnikami, których uprawy zniszczyła nawałnica, a później zjeść w towarzystwie jednej z miejscowych rodzin śniadanie. Dziennikarze ujawnili, że cała sprawa była tzw. ustawką przygotowaną przez sztabowców PO. Państwo Halina i Zygmunt Pańczakowie premiera na śniadanie zapraszać nie chcieli, a posiłek przywieziono z Warszawy.

Do tego podczas tamtejszej wizyty spotkał również słynnego "Paprykarza" Stanisława Kowalczyka, który zadał premierowi pytanie: jak żyć? Te słowa wielokrotnie pojawiają się w kampanii. A PiS zaprosił nawet Kowalczyka na swoją konferencję.

– Kampania idzie dobrze, najważniejsze, że nie ma jakiejś niechęci czy agresji ze strony wyborców – zauważa poseł Aleksandrzak. Tymczasem ujawniono niedawno na portalu Kontakt24.pl, że kandydat jego partii na posła z Gniezna Łukasz Naczas zaparkował samochód na ścieżce rowerowej i przejściu dla pieszych. Kiedy internauta robił zdjęcie, które zamieścił w sieci, kandydat miał go agresywnie zaczepić, pytając "czy ma jakiś problem". – Jestem zniesmaczony podejściem potencjalnych posłów do obywateli. Po dzisiejszym zdarzeniu wiem, że na pana Naczasa na pewno już nie zagłosuję – komentował internauta.

Wyczucia nie miał również kandydat PO z Bydgoszczy Tomasz Hardyk. Komentując na Twitterze konwencję PiS, fetujących prezesa partii określił mianem "pisowskiego bydła".

Za okraszenie w sieci zdjęć kandydatek PiS piosenką "Hej Suczki" kandydat PO Dariusz Dolczewski musiał przepraszać. Ale na tym się nie skończy. Poznański zespół Ascetoholix pozwał go za bezprawne wykorzystanie utworu.

– Większość dotychczasowych wpadek wynika raczej z kiepskiej organizacji i bałaganu w poszczególnych partiach, choć zdarza się też po prostu głupota kandydatów – ocenia dr Wojciech Jabłoński, politolog z UW.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne