Libijscy powstańcy od dawna przekonywali, że fanatyczny opór wojsk Muammara Kaddafiego to w dużej mierze zasługa najemników. Początkowo mówiono jedynie o żołnierzach pochodzących z czarnej Afryki. Później pojawiły się jednak także informacje o broniących dyktatora wschodnich Europejczykach.
Niezależny białoruski portal Karta'97 ujawnił wczoraj, że część z nich pochodziła z Białorusi. W trakcie walk libijscy powstańcy mieli zabić dziesięciu obywateli tego kraju, a 20 kolejnych wzięli do niewoli. Informacje te potwierdziły nowe władze Libii. Większość zatrzymanych Białorusinów to snajperzy, którzy siali przerażenie w szeregach rebeliantów podczas walk w miastach.
Samoloty do Mińska?
Jeszcze w kwietniu rosyjska "Komsomolska Prawda" informowała, że w Libii było pół tysiąca białoruskich najemników. Gazeta cytowała jednego z nich, który mówił, że za walkę otrzymuje od reżimu Kaddafiego 3 tysiące dolarów miesięcznie. Według gazety w sprawę zamieszane były władze w Mińsku, które większość z nich ewakuowały samolotami do Mińska. Miało to nastąpić, gdy wojska Kaddafiego przeszły do zdecydowanej kontrdefensywy.
Zdaniem Pawła Kozłowskiego, ministra obrony Białorusi w latach 1992 – 1994, obecność białoruskich najemników w Libii jest bardzo prawdopodobna. – Dobrze wyszkoleni byli białoruscy żołnierze już wcześniej walczyli w różnych odległych konfliktach. Abchazji czy Górskim Karabachu. Dlaczego więc nie mogliby się zaciągnąć do armii Kaddafiego? – powiedział "Rz" Kozłowski. – Nie sądzę jednak, żeby taka była polityka naszego rządu. Chodzi raczej o najemników, którzy pojechali na wojnę w Libii dla pieniędzy i na własne ryzyko.
Rzecznik białoruskiego MSZ Andrej Sawinych zapewniał wczoraj stanowczo, że "białoruskich żołnierzy w Libii nie ma i nigdy nie było". Podobne stanowisko, w specjalnym oświadczeniu, zajęło MSZ Ukrainy. Pojawiły się bowiem informacje, że obok Białorusinów w Libii po stronie Kaddafiego walczyli także najemnicy ukraińscy.