Od dawna wymieniana w gronie faworytów polityczna przybudówka Bractwa Muzułmańskiego – organizacji nielegalnej za czasów obalonego prezydenta Hosniego Mubaraka – zdobyła co najmniej 40 procent głosów. Drugie miejsce zajmie albo radykalna partia Nur, albo świeccy liberałowie. Po podliczeniu części głosów wyglądało na to, że oba te ugrupowania mają około 20-proc. poparcie.

Poniedziałkowe wybory w Kairze i Aleksandrii były początkiem maratonu wyborczego, który zakończy się dopiero w marcu wybraniem obu izb egipskiego parlamentu.Wybory odbywają się w niecodziennym trybie ze względów organizacyjnych i z uwagi na bezpieczeństwo. Eksperci zastrzegają, że kolejne rundy mogą wiele zmienić. Na razie poparcie dla ugrupowań islamskich w połączeniu z wysoką frekwencją wskazuje, że zmęczeni rządami wojskowych wyborcy chcą zmian.

Zwycięska Partia Wolności i Sprawiedliwości (PWiS) przedstawia się jako formacja, która popiera demokrację i sprzeciwia się mieszaniu religii i polityki. Podobnie jak partia Nahda, która wygrała niedawne wybory w Tunezji, ogłosiła już, że nie zamierza zakazywać sprzedaży alkoholu ani wprowadzać szarijatu. O wiele bardziej radykalni są członkowie Nur, którzy chcą w Egipcie systemu wzorowanego na Arabii Saudyjskiej.

Wizja parlamentu zdominowanego przez islamistów PWiS i Nur niepokoi liberałów i 8-milionową społeczność chrześcijańską. Jej najbardziej liczni przedstawiciele Koptowie już ogłosili, że w kolejnych rundach wyborów będą popierać liberałów. Liczą na to, że w ten sposób uda im się osłabić islamistów. – Partia Wolności i Sprawiedliwości zawsze mówiła, że da się pogodzić religię ze swobodami obywatelskimi – przypomina w rozmowie z „Rz" Rabab Mahdi, profesor nauk politycznych z Amerykańskiego Uniwersytetu w Kairze. – Teraz będą mieli dobrą okazję, by nam to udowodnić.