Hiszpania: widok z pomnika

Myśleliśmy, że jej rządy gasną, a końca nie widać. Nawet znudzeni przyznają, że purpurę Hiszpanie potrafią nosić jak mało kto

Publikacja: 03.07.2012 02:31

Radość mistrzów Europy

Radość mistrzów Europy

Foto: AFP

Pierwsza parada hiszpańskich mistrzów wygląda zwykle tak: – Xabi! Xabi! – ktoś łapie Alonso, obejmuje ramieniem, robi z nim misia. A potem wpycha piłkarzowi do ucha słuchawkę, podstawia telefon i każe czekać aż zadzwonią z redakcji i można będzie wejść na antenę z wywiadem.

Xabi pokornie czeka, choć jak tylko wyjmie tę słuchawkę, to zaraz będzie musiał włożyć następną i zrobić jeszcze ze dwa misie. Obok Jesus Navas już stoi gotowy do wywiadu, ale okazuje się, że na razie wejścia na żywo nie będzie, więc dziennikarz mówi mu: – Dobra, idź, złapię cię jeszcze przy końcu korytarza – a Navas kiwa głową i robi, co mu mówią.

I tak maszerują jeden za drugim, mistrzowie świata i Europy, przekazując sobie słuchawki jak pałeczki w sztafecie, rozmawiając raz dłużej, raz krócej, ale raczej nie zostawiając próśb bez odpowiedzi, o ile rzecznik federacji nie stoi im już nad uchem, powtarzając, że zaraz odjeżdża autobus.

Kaowiec Reina

Wszystko dzieje się w strefie mieszanej pod szatnią stadionu, tam gdzie teoretycznie jest miejsce na wywiady z piłkarzami, ale to szumna nazwa, bo z każdym turniejem o dobrą rozmowę coraz trudniej. Gdy idą Anglicy, to sukcesem jest, gdy któraś z gwiazd choć spojrzy na bok albo ziewnie w stronę mikrofonów.

Z Włochami też bywało koszmarnie, a Mario Balotelli przez ten korytarzyk raczej przebiegał niż przechodził, z refleksem wystrzeliwując „No!" w kierunku każdego, kto właśnie zaczął zadawać pytanie. To już lepiej było czekać na Francuzów, tam przynajmniej nie jest nudno, bo zawsze ktoś może kogoś wyzwać albo zaprosić na solo.

Dziwnie się potem patrzy na taki marsz Hiszpanów jak po niedzielnym finale, który ich koronował na kolejne dwa lata. Finale nazwanym przez „El Pais" pomnikiem ku czci dobrego futbolu. Ci, którzy ten pomnik stawiali, wyszli z szatni ponad dwie godziny po pracy. I minęła blisko godzina, zanim wszyscy przez strefę mieszaną dotarli do autobusu.

Dwa lata temu w Afryce trwało to jeszcze dłużej, bo mistrzowie świata poszli na całość już w szatni, a Carles Puyol i Cesc Fabregas siedli sobie z piwem na ławce rezerwowych Soccer City i nigdzie im się nie spieszyło. Ale wtedy Hiszpanie odlatywali od razu do Hiszpanii, mieli przed sobą długi lot. A w Kijowie zostali na noc, dopiero potem ruszyli do Madrytu i na wieczorną fiestę przy fontannie Cibeles, więc mądrzej, rozłożyli siły.

Pepe Reina, bramkarz, który nie wstanie z ławki póki gra Casillas, ale jest tej drużynie niezbędny jako kaowiec, wczoraj w samolocie do Hiszpanii wyręczał stewardesy i prezentował kolegom instrukcje bezpieczeństwa, a potem jak w 2008 i 2010 został wodzirejem fiesty z kibicami.

Ramos niesie puchar

Ale to było wieczorem w Madrycie, a przed świtem w Kijowie wesoły pochód szedł korytarzami Stadionu Olimpijskiego, Vicente del Bosque już od dawna był w autobusie, podobnie jak wyraźnie wzruszony Xavi, przeszedł Andres Iniesta wybrany na piłkarza finału i turnieju, i Iker Casillas w szampańskim nastroju, tylko po pucharze ciągle nie było ani śladu.

Aż wreszcie wkroczył z nim Sergio Ramos. Ten który, pamiętając o Pucharze Króla spadającym z odkrytego autobusu podczas święta Realu Madryt sprzed roku, trofeów raczej nie powinien dotykać. Ale jak mu można było odmówić po takim turnieju. Po karnym a la Panenka w ćwierćfinale z Portugalią, po ledwie jednym golu straconym w całym turnieju, po tańcu z płachtą matadora, już jako mistrz Europy – po raz drugi w karierze, choć ma dopiero 26 lat.

Włoski dziennik „Tuttosport" wziął na okładkę po finale właśnie to zdjęcie z tańcem Ramosa, podpisując je „Italia zabita". Ale to nie pasuje ani do finału, ani do całego turnieju, bo ani razu nie mieliśmy podczas niego wrażenia, że futbol to sprawa życia i śmierci.

Był raczej okazją do ładnych gestów, jak wtedy gdy Hiszpanie poszli pocieszać przegranych Włochów. Portugalczyk Pepe, w lidze hiszpańskiej bywający gangsterem, w portugalskiej koszulce zachowywał się jak apostoł fair play. Ramos, który pod okiem Jose Mourinho stał się najczęściej wyrzucanym z boiska piłkarzem w historii Realu, grał czysto i znakomicie.

Zresztą właściwie całą hiszpańską obronę można hurtem wziąć do jedenastki turnieju, pomijając Alvaro Arbeloę, żeby znalazło się miejsce dla Pepe. Casillas nie puścił gola przez 510 minut, bijąc rekord mistrzostw Europy ustanowiony jeszcze przez Dino Zoffa, Pique z Ramosem dali odpowiedź na wątpliwości, czy Hiszpanie potrafią wygrywać bez Puyola. A Jordi Alba, debiutant, wziął turniej szturmem. Jeśli takie talenty czekają, by zastąpić innych mistrzów, to zachód słońca prędko nad hiszpańskie imperium nie dotrze.

Na razie go nie widać ani nad obroną, ani w żadnej innej części boiska. Tak krytykowany podczas mistrzostw hiszpański atak kończy turniej z 12 bramkami, jak podczas poprzednich mistrzostw Europy, gdy wszyscy byli zgodni, że Hiszpania fruwa.

Andres Iniesta znów był wielki, Xavi jeszcze raz zebrał siły na finał. Hiszpanie potrafili w nim zagrać nietypowo jak na siebie, odwracając to, co robili wcześniej w Euro 2012: piłką podzielili się z Włochami niemal po równo, za to niesamowicie przyspieszali pod bramką rywala, czego im w poprzednich meczach brakowało.

Całkiem nieźle jak na drużynę, którą Mourinho nazwał podczas turnieju bezpłodną, a były francuski mistrz świata i Europy Bixente Lizarazu powiedział, że wiele jest w tej Hiszpanii miłości, tylko seksu za grosz.

Najbardziej fascynujące w Hiszpanach jest teraz nie to, ile wygrali i ile wymienili podań, tylko jak oni to robią, że mimo tylu sukcesów pozostali blisko ziemi. – Nasze tytuły to znak modernizacji kraju, tego jak się rozwijała Hiszpania. Kiedyś to my jeździliśmy zagranicę się uczyć. A dziś nas tam zatrudniają, żeby coś podpatrzeć – mówi Vicente del Bosque.

Iker Casillas, który pierwszy tytuł, mistrza świata do lat 20, zdobył razem z Xavim już w 1999 i od tej pory obaj są symbolami pokolenia seryjnych zwycięzców, wspomina, jakie kompleksy mieli kiedyś patrząc na hiszpańskie sukcesy w innych sportach. – Były w tenisie, koszykówce, nawet w piłce halowej, a my nie potrafiliśmy. Aż wreszcie się udało, bo wszystkie elementy zaczęły pasować do siebie idealnie jak w Tetris – mówi Casillas.

Ale to też nie wyjaśnia, dlaczego to właśnie Hiszpanie z pokorą stają w strefach wywiadów, choć akurat im muchy w nosie pewnie by jako mistrzom wybaczono. Dlaczego Juan Mata i David Silva po transferach do Premiership zadziwiają Anglików, bo dla nich spotkania w klubach kibica to oczywista część wykonywanej pracy.

Marsz przyjaciół

Z hiszpańską kadrą podróżują całe rodziny, wielu rodziców piłkarzy się przyjaźni, bo poznali się na takich wycieczkach dawno temu. Zawodnicy nie spotykają się tylko po to, żeby wykonać zadanie, spędzają razem mnóstwo czasu.

– W wielu krajach ulica psuje młodego piłkarza, przekonuje go, że już jest wielki i ma żądać coraz więcej. A hiszpańska ulica zapędza ich do pracy nad sobą – mówi Mirosław Trzeciak, były piłkarz m.in. Osasuny Pampeluna, dziś pracujący z hiszpańską młodzieżą. – W Hiszpanii, kto się stawia poza grupą, ten długo nie pociągnie. W Osasunie wychodziliśmy praktycznie każdego popołudnia na karty i piwko. A Anglicy? Oni praktycznie nigdy nie są razem, mają uroczyste spotkania w święta i tyle. Ale też ten hiszpański fenomen przyjaciół wziął się z wygrywania. Najpierw tak było w ich koszykarskiej reprezentacji, u mistrzów świata z 2006. Tam byli kumple na śmierć i życie. Piłkarze też poszli tą drogą – mówi Trzeciak.

Idą już czwarty rok, od mistrzostwa Europy, przez mistrzostwo świata, do kolejnego wygranego Euro. Jednego im jeszcze brakuje, ale to już nie jest w ich rękach. Na pytanie „Rz" pod szatnią w Kijowie, czy teraz pora na Złotą Piłkę, Andres Iniesta parsknął śmiechem, machnął ręką i poszedł do autobusu. Nie dali mu jej w 2010 za mundial, to i pewnie teraz nie dadzą. Szkoda. Leo Messi jest wielki. Ale pora chyba wreszcie uznać za najlepszego piłkarza na świecie Hiszpana, a nie kolejny raz geniusza, którego Hiszpania i Barcelona wzięły na wychowanie, ale który bez nich wygrywać nie potrafi.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!