„Nie ma już seansu w małym kinie (...)" – śpiewał Mieczysław Fogg. Jednak ostatnio wzrasta w Polsce liczba małych kin.
Wiesław Kot: Nastąpiła olbrzymia zmiana w preferencjach konsumenckich. W latach 90. i do połowy poprzedniej dekady kina takie padały. Miasta nie chciały ich finansować, a trzeba pamiętać, że w poprzednim systemie w małych miejscowościach do 20 tys. mieszkańców były małe kina. W miasteczkach od 20 tys. do 50 tys. nawet po trzy. To wycofanie państwa z dofinansowania było reakcją na odwrócenie się ludzi od kultury. Filmy oglądano w domu na kasetach wideo, a później DVD. Sytuacja zaczęła się zmieniać kilka lat temu, bo okazało się, że multipleksy nie spełniają wszystkich potrzeb widza, a ludzie troszkę się wzbogacili i chcą oglądać nie tylko szmirę...
Pojawił się popyt na coś ambitniejszego?
Duże sieci nie udostępniają widzowi wszystkich ambitnych filmów. Kino irańskie, chińskie, ale także niskobudżetowe polskie tam nie dociera. Te filmy zdobywają prestiżowe nagrody, Cezary czy Niedźwiedzie, i są zauważane przez klientów. Jest w Polsce kilku prestiżowych dystrybutorów, jak Gutek Film czy Vivarto, którzy widzą rentowność tego biznesu.
Kim jest widz tego kina?