Zbliżacie się do rządu. Po kilku miesiącach od przekazania waszych dwóch projektów ustaw – o ozusowaniu tzw. umów śmieciowych oraz o agencjach pracy tymczasowej – minister pracy zaprosił was na spotkanie.
Cieszy nas, że rząd wreszcie dostrzegł problemy, o których od dawna mówiliśmy. Co prawda ostatecznie premier nie zdecydował się na ozusowanie umów śmieciowych, ale przecież zapowiedział, że rząd wróci do tego tematu, jak tylko sytuacja na rynku pracy się poprawi. Przy okazji chciałbym podkreślić, że my nigdy nie byliśmy zwolennikami obciążenia składkami pracy studentów, którzy dorabiają, by mieć na naukę, a nie emeryturę. Na płacenie przez nich składek jeszcze przyjdzie czas. W przypadku studentów chcemy im umożliwić jedynie płacenie składki wypadkowej w razie np. wypadku na budowie.
Nie obawia się pan, że po oskładkowaniu umów śmieciowych młodzi nie znajdą pracy, bo będą za drodzy dla pracodawców?
Nie, nie boję się, bo przecież ktoś będzie musiał pracować. Nie można zwolnić wszystkich. Poza tym, jeśli więcej osób zacznie płacić składki, to być może będzie można je obniżyć? Ja zdaję sobie sprawę, że koszty pracy w Polsce są wysokie, ale oszczędności w firmach nie mogą odbywać się kosztem pracownika. Nie może być tak, że Polska jest rekordzistą w liczbie zawieranych umów śmieciowych.
W statystyce zalicza się do tzw. śmieciówek także umowy o pracę na czas określony. A to normalne, ozusowane umowy. Tak samo jak umowy-zlecenia.
W umowach śmieciowych nie chodzi wyłącznie o składkę, ale także o prawa pracownicze. Osoba na zleceniu nie ma prawa np. do urlopu wypoczynkowego. Poza tym nie wszystkie takie umowy są oskładkowane (np. tzw. zbiegi), co skutkuje tym, że w razie choroby dostaje bardzo niskie świadczenie.