W Sejmie pani gabinet sąsiaduje z biurem Ruchu Palikota. Dzieli was tylko ściana.
Ale, jak się okazuje, jest ona dość gruba... Skądinąd sondaże pokazują, że atak Janusza na mnie zaszkodził Ruchowi Palikota, który wciąż traci poparcie. Mam wrażenie, że Ruch nie ma dzisiaj na siebie dobrego pomysłu.
A jak wyglądają pani relacje z SLD, które chce uchodzić za jedyną polską partie lewicową?
SLD mieni się być partią lewicową, ale jest nią co najwyżej w połowie. Partia Leszka Millera niepotrzebnie przeciwstawia kwestie ekonomiczne kwestiom światopoglądowym, umniejszając tym samym wagę tych ostatnich. Trudno się z tym zgodzić. SLD nie jest aktywne np. w obronie mniejszości seksualnych, a dla prawdziwej lewicy ich sytuacja nie może być obojętna. Poza tym SLD, zwłaszcza ostatnio, za bardzo ogląda się do tyłu, zamiast patrzeć w przyszłość. Już myślałam, że chce się pozbyć tego garbu przeszłości, ale ona wciąż odbija się czkawką. Z tych, a także wielu innych względów, wciąż nie podjęłam decyzji, czy wezmę udział w tzw. Kongresie Lewicy, na który zostałam zaproszona.
Czyli jednak bliższy jest pani Ruch Palikota?
Nigdy nie byłam jego członkinią. Na temat kwestii światopoglądowych Ruch ma wiele do powiedzenia, ale niewiele w kwestiach socjalnych. Mam wrażenie, że zwyciężyła w nim opcja liberalna, bo o prawach pracowniczych, bezrobociu i innych kwestiach społecznych mówi się tam niewiele. Zresztą wiele wskazuje na to, że Ruch Palikota nie aspiruje już do bycia partią lewicową. A jak nie lewicową, to jaką?