Góry we wszystkich odcieniach kawy i kakao. Różny tylko procent dolanego „mleka". Zieleni wcale. Mieszkańców takoż. 3-4 osady, w których nie mieszka więcej niż sto osób. Zwykle jest to skupisko warsztatów samochodowych przypominających złomowiska. I kilka restauracyjek, małych ciemnych pomieszczeń z kilkoma stolikami. Na zapleczu są też „pokoje hotelowe", czyli wspólne sale z 10-15 pryczami i grubymi kołdrami. Brudno, przeraźliwie brudno. Wbrew pozorom odpoczywają tu nie tylko kierowcy zdezelowanych ciężarówek, które pokonują ponad 2500 km Xinjiang-Tibet Highway. Spotykamy bowiem na trasie... rowerzystów. W ciągu jednego dnia kilkunastu. Tylko Chińczyków. Widać taka moda na cyklistykę wyczynową. Upał w dzień, mrozik w nocy, brak tlenu i przewyższenia – podziwiam!
Interaktywna mapa wyprawy
Ladakh sprawia wrażenie obszaru bezludnego. Dwa razy przejeżdżamy przez obszary dyslokacji dużych formacji wojska. Uzbrojenie schowane pod maskującymi plandekami w pustynnych barwach. Co tam schowano, trudno dociec, ale wygląda to groźnie.
Pod wieczór na wysokości 5400m npm okazuje się że mamy jeszcze prawie 200 km na takich wysokościach. Wracać, czy brnąć dalej? Po stu kilometrach coraz wolniejszej jazdy (ciemność) mamy kryzys dwóch osób. To nie tylko ból głowy i trudności z oddychaniem. Jagoda kategorycznie zażądała od męża papieru toaletowego w kwiatki, a on jako żywo nie widział nigdy takiego. Meldunki na CB-radio o kłopotach nakręcają atmosferę. Wyjmujemy butle z tlenem i wiezione z Polski tabletki. Po 30 minutach pacjentów jest dziesięciu. Znów decydujemy brnąć do przodu. Za 80 kilometrów spodziewamy się zniżenia o tysiąc metrów.
Niestety jazda w terenie nie może być szybka. Szperaczami szukamy odpowiedniej ścieżki, często zawracamy i mimo ciągle wysokości ponad 5000m, pocieszamy cierpiących, że jesteśmy coraz niżej. Kłamstwo im służy, bo mówią, że czuja się lepiej. Dopiero o drugiej w nocy zjeżdżamy na wysokość 4600m npm. Rozkładamy obozowisko i próbujemy przespać ból głowy i uspokoić skołatane nerwy. Skończyło się dobrze.
Szczegóły na www.rp.pl/Tybet2013 oraz na stronie www.discover4x4.com.