W Polsce musi szybko powstać kryty tor

Zbigniew Bródka. Ten łyżwiarz szybki to jeden z niewielu polskich kandydatów do medali w Soczi, obok Justyny Kowalczyk i skoczków narciarskich.

Aktualizacja: 02.02.2014 20:58 Publikacja: 02.02.2014 20:00

Rz: Puchar świata  zdobyty w poprzednim sezonie za biegi na 1500 m pozwala realnie myśleć o medalu?

Zbigniew Bródka

: Myślę o nim, jak każdy olimpijczyk. Wystartuję na 1000, 1500 m i w konkurencji drużynowej. Mam trzy szanse i żadnego pojęcia, jak to się skończy. Na 1500 m różnice między najlepszymi liczy się w tysięcznych częściach sekundy. Na 1000 m piętnastu najlepszych na świecie mieści się w czasie mniej więcej  sekundy. Mogę być pierwszy albo w drugiej dziesiątce. Nie wyobrażam sobie jednak miejsca poza pierwszą dwudziestką. Pozycja zdobywcy PŚ daje mi tylko to, że prawdopodobnie  wystartuję jako jeden z ostatnich. Cała filozofia w takim wypadku polega na tym, żeby obserwować przeciwników. Będę znał ich czasy, oni pomogą mi poznać lód, będę wiedział kiedy i gdzie można przyśpieszyć.

Tor w Soczi powinien się panu dobrze kojarzyć.

To prawda. W ubiegłym roku zdobyłem tam brązowy medal mistrzostw świata. Ale to było jednorazowe doświadczenie. Wiem tylko, że wolę tor w Soczi niż szybkie tory kanadyjskie.

A tor na Stegnach? Przyszedłem na mistrzostwa Polski, a zobaczyłem tylko pożegnanie olimpijczyków. Mróz, wiatr, dzieci ze szkoły podstawowej zamiast widzów. Smutne obrazki i wrażenia.

Mam podobne odczucia. Olimpijczycy, z wyjątkiem Kasi Woźniak, która reprezentuje klub ze Stegien, nie wystartowali, bojąc się, że odniosą kontuzję. Nikt z nas nie poniesie takiego ryzyka na kilka dni przed igrzyskami. To nie jest normalne, że taki tor jak na Stegnach jeszcze funkcjonuje. Nawet przy najlepszych chęciach, a takie na Stegnach są, nie da się dobrze przygotować toru w niesprzyjających warunkach. Wpływ na to ma i zmieniająca się szybko temperatura, i wiatr. Tor jest nierówny, a upadek na nim kończy się zderzeniem z bandami, które w temperaturze minus jedenastu stopni są twarde jak kamień.

Jakie jest wyjście w tej sytuacji?

Każe się nam rywalizować z najlepszymi na świecie, mimo że nie stwarza się takich warunków do treningu, jakie mają przeciwnicy. Ja wróciłem właśnie z Berlina. Koledzy i koleżanki trenowali w Austrii lub Holandii. Dopóki nie będzie w Polsce krytego toru, to się nie zmieni. Holenderski łyżwiarz będzie zawsze w lepszej sytuacji od polskiego, bo on może bez opuszczania domu ćwiczyć przez kilka miesięcy w roku.

W Polsce jest nieco ponad ośmiuset panczenistów mających do dyspozycji tory w Warszawie, Zakopanem, Tomaszowie Mazowieckim, Sanoku i jeden niepełnowymiarowy w Lubinie. Teoretycznie nie jest najgorzej.

Ale w praktyce tylko tor w Zakopanem wytrzymuje porównanie z dobrymi za granicą. Pod warunkiem, że nie wieje halny. Problemem nie jest liczba torów, ale ich jakość. Budowa jednego krytego lub wzniesienie hali nad jednym z istniejących jest koniecznością.

Trening łyżwiarza szybkiego to nie tylko godziny spędzone na torze. Jak to jest w pańskim przypadku?

Zaczynałem od short tracku. To inny rodzaj ścigania się, ale pomógł mi poprawić technikę pokonywania ostrych wiraży. Od kwietnia do września pokonuję rowerem dystans  5–6 tysięcy kilometrów. Jeżdżę m.in. z domu w Domaniewicach do pracy w Łowiczu – to około 16 km. Czasami zdarzało mi się przebyć ten dystans na rolkach, ale wtedy musiałem rywalizować z TIR-ami, a to wiązało się z ryzykiem. Na szczęście, po otwarciu autostrady A2, moja droga do pracy nie jest już tak ruchliwa jak wcześniej.

Zdążył pan też skończyć studia i jeszcze jest pan strażakiem. To zajęcie jest atrakcyjnym medialnie dodatkiem do pańskiego wizerunku.

Niech pan tego nie mówi głośno przy moim komendancie. Jestem zwykłym strażakiem w jednostce ratowniczo-gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej w Łowiczu. Do niedawna pracowałem w systemie: 24 godziny dyżuru, 48 godzin przerwy. Teraz, w związku z treningami i zawodami, to się zmieniło, ale pracuję w miarę normalnie. Powiem więcej, nie zamierzam tej pracy zmieniać. Najpierw, w roku 2010, wygrałem nabór do straży polegający na egzaminach ze sprawności fizycznej, ale i psychofizycznych. Teraz uczę się w szkole aspirantów pożarnictwa w Częstochowie. I pozostanę strażakiem po zakończeniu kariery sportowej.

Która to będzie pańska specjalizacja?

Mam dyplom magistra wychowania fizycznego, obroniony na Politechnice Opolskiej, i licencjat z fizjoterapii.

Puchar świata w konkurencjach zimowych zdobyło czworo Polaków: Adam Małysz, Justyna Kowalczyk, Tomasz Sikora i pan. Małysz i Kowalczyk stali się dzięki temu sławni i dużo zarobili. Jak jest z panem?

Nikomu nie zazdroszczę, bo wiem, że w mojej konkurencji nie płaci się dużych pieniędzy, a telewizja nie popularyzuje łyżwiarstwa.

Żyje pan z gaszenia pożarów?

Więcej zarabiam na sporcie, ale od niedawna i pod warunkiem, że wygrywam. To jednak nie jest porównywalne z wieloma innymi dyscyplinami. Za wygranie zawodów o PŚ otrzymuję od  Międzynarodowej Uni Łyżwiarskiej około 3000 zł. Kokosy to nie są, ale przyjemności ścigania się na lodzie nie da się porównać z niczym innym.

—Rozmawiał Stefan Szczepłek

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!