Paweł Wojtunik, 47-letni były policyjny przykrywkowiec, funkcjonariusz CBŚ i szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, na Twitterze poinformował, że razem z żoną – byłą funkcjonariuszką ABW – założyli w Warszawie cukiernię Dulcinella. – Stojąc na bramce, będę pilnował, aby nie stosowano u nas dyskryminacji ani klauzuli sumienia – napisał żartobliwie, dodając, że dotyczy to nawet „ZZ" (Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego – red.).
Ktoś, kto nie śledzi sytuacji Wojtuników po dojściu przez PiS do władzy, uzna, że małżeństwo byłych funkcjonariuszy służb wymyśliło sobie sposób na przyjemne życie na wczesnej emeryturze. Nic bardziej mylnego – ich historia z cukiernią jest jaskrawym przykładem słabości państwa, które ludzi służb karze za to, że służyli ojczyźnie za poprzedniej władzy. Jeśli zrobili karierę w tamtych czasach, to znaczy, że są ludźmi „tamtej władzy", są zadżumieni. Zresztą Wojtunik jest w tym państwowym ostracyzmie traktowany w sposób wyjątkowy – po tym jak w grudniu 2015 r. złożył wymuszoną dymisję, niejednokrotnie powtarzał, że nie ma szans na pracę w kraju. Był więc ekspertem ds. korupcji UE w Mołdawii i niejako „przez niego" pracę w ABW straciła też żona. Niestety, nie ma w tym cienia kokieterii, a Wojtunikowie nie są przypadkiem odosobnionym.