Prokuratura i ABW wkroczyły do redakcji „Wprost" w środę. Żądały wydania nośników z nagraniami nielegalnych podsłuchów najważniejszych ludzi w państwie, które redakcja zaczęła publikować w ostatni weekend.
Ponieważ redakcja odmówiła, prokuratura zarządziła przeszukanie. Zakończyło się awanturą i wycofaniem się przedstawicieli organów ścigania pod presją redakcji „Wprost" oraz dziennikarzy innych mediów, którzy przyjechali na miejsce w geście solidarności.
Operacja prokuratury i służb specjalnych wzbudziła powszechne oburzenie w świecie mediów, bo w historii III RP jeszcze nigdy organa ścigania nie wkroczyły siłą do redakcji, która ujawnia materiały obciążające władzę.
Premier Donald Tusk tłumaczył na specjalnej konferencji prasowej, że kipisz we „Wprost" zarządziła prokuratura, która jest niezależna od rządu. Przyznał jednak, że wie, iż za operacje przeciw „Wprost" to on poniesie odpowiedzialność polityczną.
Wywołany do odpowiedzi poczuł się też prokurator generalny Andrzej Seremet. On także zwołał mimo święta konferencję prasową. – Działania prokuratury w redakcji tygodnika „Wprost" były prawidłowe – przekonywał. Zapewnił też, że prokuratura nie ma intencji ograniczania wolności prasy ani naruszania tajemnicy dziennikarskiej.