Ostra walka przeciwko organizacji zimowej olimpiady w stolicy Małopolski trwała ponad pół roku. Poróżniła polityków, podobno zostawiła też rysy na społeczności. Czy coś w Krakowie pękło?
– Tak – jest przekonany Ryszard Terlecki, profesor historii, poseł PiS, który w 2006 roku walczył z Jackiem Majchrowskim o prezydenturę Krakowa. Dostał 41 proc. głosów, więc drugą kadencję wygrał profesor prawa związany z lewicą. To on wylansował pomysł igrzysk, podchwycony przez Platformę Obywatelską.
– Myśleli, że znów będzie złoty interes do zrobienia, a nagle się okazało, że krakowianie nie bardzo są do tego przekonani – wspomina Terlecki. W referendum odrzucili pomysł olimpiady. – Wtedy wszyscy zaczęli na siebie zwalać winę: prezydent na PO, Platforma na krakowian. Było też rozgoryczenie innych gmin, które wydały pieniądze na przygotowania. Wszyscy na wszystkich się zawiedli. Załamał się więc sojusz prezydenta z PO – dodaje poseł PiS, wspominając zadrę krakowian, że władze nie wywalczyły dla miasta Euro 2012.
Potrzebna jest nowa klasa polityczna, bo te partie już nas zmęczyły
Terlecki nie widzi niczego, co mogłyby po tej porażce zjednoczyć Kraków, dać mu poczucie jedności i siły: – W mieście panuje poczucie źle wydawanych pieniędzy. Ciągle się coś wielkiego robi, a wychodzi dziwoląg: jak się buduje stadion, to od razu dwa. Nic nie remontuje się latami, a teraz Kraków jest rozgrzebany, żeby prezydent mógł to otwierać przed wyborami. Wracają pomysły, kiedyś wyśmiane jako księżycowe, jak metro. Wszystko po to, żeby coś mieszkańcom rzucić, jakąś perspektywę.