Początek 2016 roku. Formują się nowe zarządy w firmach Grupy PZU. Do ubezpieczyciela trafia „świeża krew" menedżerów. Wśród nich Roman Pałac, wyciągnięty z Boston Consulting Group, międzynarodowej korporacji doradztwa strategicznego.
– To nie był planowany transfer, raczej zbieg pewnych biznesowych okoliczności – tłumaczy w rozmowie z „Rzeczpospolitą". – Już wcześniej podjąłem decyzję o odejściu z konsultingu do biznesu, a propozycja z PZU pojawiła się we właściwym momencie i była na tyle atrakcyjna, że się zgodziłem – dodaje.
Spec od ubezpieczeń i bankowych fuzji
Pałac początkowo trafił do zarządu PZU Życie. Jako wiceprezes życiowej spółki największego polskiego ubezpieczyciela miał odpowiadać za likwidację szkód – obszar doskonale mu znany z dotychczasowej pracy w Boston Consulting Group, bo była to jedna z działek, za które odpowiadał, pracując dla spółek z sektora ubezpieczeniowego.
– Ale Romek nie zajmował się u nas tylko ubezpieczeniami – zaznacza pragnący zachować anonimowość jeden z menedżerów warszawskiego oddziału BCG. – Odpowiadał też za bankowość. Uczestniczył jako ekspert w kilku projektach fuzji bankowych, między innymi w całości nadzorował połączenie największego polskiego banku PKO BP z Nordeą.
Nasz rozmówca dobrze wypowiada się o Pałacu. – Wiele ludzi odchodzi z naszej firmy, to normalna kolej rzeczy. Rzadko jednak się zdarza, by odejście jednego człowieka okazywało się tak mocno odczuwalną stratą, by było kluczową zmianą dla korporacji – mówi. – Chociaż minęło już półtora roku, do dziś nie możemy się po jego odejściu pozbierać – dodaje. Nasz rozmówca prosi, by nie podawać jego nazwiska, ale zaznacza, że to nie tylko jego opinia, lecz także pozostałych kolegów z managementu warszawskiego BCG.