Zdaniem Briana Pearce, głównego ekonomisty IATA już podczas tegorocznego lata widać było, że ożywił się popyt na tanie rejsy po Europie. Fakt, że przewoźnicy niskokosztowi są bardzo elastyczni i mogą sobie pozwolić na niskie ceny biletów pozwoli im szybko dostosować odpowiednią ofertę, która zachęci przynajmniej do wyjazdu na wakacje bądź na weekend.
— Nie ma żadnych wątpliwości, że na początku odbudowy rynku w przyszłym roku największe szanse na wzrost sprzedaży będą mieć te linie, który naprawdę potrafiły obniżyć koszty i potrafią zarabiać na rejsach samolotami z niskim wypełnieniem. To wielka szansa dla linii ultra-niskokosztowych i widać wyraźnie, że stają się one coraz bardziej aktywne — mówi Brian Pearce.
— To jednak nie oznacza, że nie skorzystają na tej odbudowie także przewoźnicy, którzy wyspecjalizowali się w dowożeniu pasażerów do centrów przesiadkowych i rozwożenia ich stamtąd w innych kierunkach — dodał główny ekonomista IATA. Jego zdaniem po pandemii wręcz wzrośnie znaczenie hubów lotniczych, ponieważ mniejszy będzie popyt na loty między dużymi miastami, bo popyt na takie połączenia będzie odbudowywał się wolniej. — Dlatego przewoźnicy będą musieli postarać się skonsolidować potoki pasażerów właśnie poprzez dowożenie ich do hubów. W ten sposób będą mogli na takich połączeniach zarabiać — mówi Brian Pearce.
W tej sytuacji największe szanse na odbudowę ruchu będą miały te lotniska, które sprawnie kierują ruchem przesiadkowym oraz te linie, które dysonują niedużymi samolotami. — Taka sytuacja potrwa przynajmniej przez następnych 18 miesięcy, a szansę na sukces mają przewoźnicy sieciowi korzystający ze sprawnych portów przesiadkowych — uważa Pearce.
O powrocie lotniczych hubów mówił prezes Lufthansy, Carsten Spohr podczas ostatniego walnego zgromadzenia IATA . — Im mniej jest chętnych do latania, tym mniej będzie pasażerów podróżujących między wielkimi miastami. Czyli ruch będzie skierowany do centrów przesiadkowych. I wprawdzie w ostatnich latach wiedzieliśmy rosnący popyt na przewozy pomiędzy większymi miastami, ale wynikało to z nadzwyczajnej sytuacji na rynku i dynamicznego wzrostu ruchu. W tej chwili widzimy dokładnie odwrotny efekt. Rejsy między większymi miastami są mniej pożądane kosztem połączeń do centrów przesiadkowych — uważa Carsten Spohr.