W dobie rosnącej inflacji i kryzysu energetycznego, pensja w wysokości 185 tys. funtów rocznie rocznie brzmi jak niedoścignione marzenie, które zdjęłoby z nas wszelkie finansowe troski dnia codziennego. Które firmy płacą swoim pracownikom tak szalone pieniądze i dlaczego to robią?

185 tysięcy funtów rocznie, czyli ponad 15 tysięcy funtów miesięcznie – tyle wynosi obecnie średnia pensja wykwalifikowanego, ale wkraczającego dopiero na rynek prawnika zatrudnionego w spółce zlokalizowanej w londyńskim City. To dosyć szokujące pieniądze dla osoby rozpoczynającej karierę w branży. Ale w City trwa właśnie walka o wybitne talenty. Cytowany przez „Polish Express” Alan Bannatyne zatrudniony w jednej ze spółek zajmujących się audytem na stanowisku dyrektora finansowego, weteran w branży z 20-letnim doświadczeniem informuje, że płace dla młodych prawników wzrosły ze 165 tys. funtów w styczniu i że trend ten prawdopodobnie przez jakiś czas się utrzyma. — Istnieje szansa, że obecne, bardzo duże podwyżki wynagrodzeń, będą kontynuowane jeszcze przez jakiś czas – mówi Alan Bannatyne. I wyjaśnia, że jest to efekt dotkliwego niedoboru wykwalifikowanych pracowników. Ekspert zaznacza jednocześnie, że te 185 tys funtów rocznie, to także efekt słabego funta i konieczności przeliczenia pensji w UK do tych obowiązujących w wielu amerykańskich korporacjach z siedzibą w USA i oddziałem w City. Do napięć na rynku pracy oczywiście przyczynił się także Brexit, bo wiele osób wyjechało z Wielkiej Brytanii i znalazło pracę gdzie indziej.

Ostatnia wojna o talenty na taką skalę miała miejsce w Wielkiej Brytanii w 2006 roku. W tym czasie trwał boom na instrumenty pochodne i wzrost popularności inwestowania w papiery wartościowe zabezpieczone hipoteką, co też ostatecznie zakończyło się kryzysem finansowym w latach 2007-2008. - Teraz różnica jest taka, że żyjemy w czasach niepewności – tłumaczy Alan Bannatyne, dodając jednak, że każdy powrót do większego zaufania może sytuację na rynku pracy jeszcze zaostrzyć. - Istnieje większy potencjał na wzrost, niż ryzyko na spadek” – precyzuje ekspert.