Według ekspertów zajmującej się doradztwem biznesowym firmy PMR Restrukturyzacje, 30 proc. z przeszło 35 tys. przedsiębiorstw transportowych, które nie miały odpowiedniego zaplecza finansowego, może jeszcze w tym roku stracić płynność i znaleźć się na granicy upadłości. W najtrudniejszym położeniu są firmy, które swój biznes opierały na transporcie do krajów Europy Wschodniej. W wyniku sankcji nakładanych na Rosję i Białoruś oraz przerwanego łańcucha dostaw, wiele z nich nie może dziś w normalny sposób prowadzić swojej działalności. Część przedsiębiorców rezygnuje z transportu na Wschód także ze względów bezpieczeństwa. Z kolei ci, którzy chcą się przestawić na jazdę do Zachodniej Europy, zanim zorientują się w innych realiach rynkowych, mogą dokładać do interesu.

Według PMR, problemem znacznej części firm jest brak gotówki, która pozwoliłaby przetrwać okres spadku przychodów. - Przedsiębiorcy nie odkładają na chude lata, bo często nie mają z czego lub wszystkie zarobione pieniądze od razu inwestują w rozwój firmy. Gdy na horyzoncie pojawi się kryzys, wielu z nich zostaje w sytuacji bez wyjścia, zwłaszcza że budżety zostały mocno uszczuplone w wyniku pandemii – mówi Małgorzata Anisimowicz, prezes PMR Restrukturyzacje. Równolegle do kurczących się przychodów rosną koszty kredytów, leasingu oraz dzierżawy hal i gruntów. - Mamy tu do czynienia z odroczonym kryzysem, ponieważ branża znajdowała się dotychczas w dobrej sytuacji finansowej, ale nigdy nie zmagała się z takim nagromadzeniem przeciwności – dodaje Anisimowicz.

Czytaj więcej

Polska wprowadza sankcje na rosyjskich oligarchów i ich polskie firmy zależne

Coraz większym problemem jest także brak kierowców. PMR podaje, że według wstępnych szacunków już 30 proc. ze 110 tys. Ukraińców jeżdżących ciężarówkami z polską rejestracją zrezygnowało z pracy i wróciło do kraju. Ich brak firmy będą coraz bardziej odczuwać z każdym kolejnym miesiącem. Są także obawy o odpływ kierowców białoruskich, którzy pod względem liczebności są drugą po Ukraińcach grupą cudzoziemców pracującą w polskich firmach transportowych – mogą być wezwani przez białoruskie władze do przerwania pracy na terenie UE i powrotu do kraju.

W branżę uderza także wejście w życie regulacji Pakietu Mobilności. Wynika z nich, że kierowcy na terenie UE maja otrzymywać wynagrodzenie odpowiednie do stawek w kraju, w którym realizują usługę. Szacuje się, że dla przewoźników może to skutkować koniecznością podniesienia wynagrodzeń nawet do 30 proc., a w konsekwencji wzrostem kosztów r/r w granicach od 4 do 9 proc. - Jeśli przez najbliższych kilka miesięcy sytuacja nie ulegnie poprawie, polski transport międzynarodowy czeka duże spowolnienie, którego efektem będą masowe restrukturyzacje, upadłości i zwolnienia – ostrzega PMR.