– Żyjemy jak w cieplarni. Mieszkamy w dobrych hotelach, w Dubaju mamy komfortowe mieszkania, które – zdarza się – dzielimy z kolegami. Ale tak naprawdę widzimy się rzadko, bo zawsze któryś z nas gdzieś leci. Do pracy nas dowozi specjalny busik. To złota klatka, ale warunki do wypoczynku idealne. I jest za co wypoczywać – mówi polski pilot pracujący w linii Emirates. Doskonałe warunki pracy oferują także inne, nieraz egzotyczne z naszego punktu widzenia linie. Dlaczego? Bo ruch lotniczy rośnie, więc potrzeba doświadczonych pilotów i personelu pokładowego.
Podniebny połów
Z analizy Boeinga wynika, że najwięcej pilotów w najbliższych latach będzie potrzeba w rejonie Azji i Pacyfiku – 248 tys. Na drugim miejscu jest Europa – 112 tys. Na trzecim – Ameryka Północna – 104 tys. Ale największy popyt jest w Chinach, gdzie niektóre linie są w stanie zapłacić pilotom nawet bez podatku 318 tys. dolarów rocznie. Tyle że rynek chiński jest specyficzny, ze znajomością angielskiego nie wszędzie jest najlepiej. Dlatego najchętniej zgłaszają się tam Rosjanie i Brazylijczycy, ale i Polacy. Na podniebny personel ostrzy sobie zęby także LOT. Aby zrealizować przedstawione niedawno plany rozwoju, firma niemal natychmiast potrzebuje pilotów oraz stewardesy i stewardów. Łącznie prawie półtora tysiąca osób do roku 2020.
– Rzeczywiście jest dzisiaj duży popyt, zwłaszcza na doświadczonych kapitanów. Dlatego uważam, że pozyskanie wręcz kosmicznej liczby wykwalifikowanych pilotów, jaką chce zatrudnić LOT, jest mało realne – mówi Mirosław Zalewski, były szef personelu latającego w LOT, dzisiaj kapitan w jednej z afrykańskich linii lotniczych. Rafał Milczarski, prezes LOT, zapewnia, że przewoźnik położy nacisk na tworzenie „jasnych i transparentnych ścieżek kariery i zarządzanie talentami".
Tyle że prezes LOT w ramach oszczędności nie widzi nowo przyjmowanych pracowników na etatach. Mają oni być na samozatrudnieniu, czyli bez stałej pensji – zarobią wówczas, kiedy pracują, a urlop jest już bezpłatny. Nie otrzymują zasiłku chorobowego, chyba że sami się ubezpieczą. W wynajmowaniu pracowników na razie pośredniczy firma Lotnik1, ale mają zostać stworzone jeszcze trzy kolejne, które wyspecjalizują się we współpracy z pilotami, personelem pokładowym, pracownikami administracyjnymi i call center. Przy tym pracownicy przyznają, że jeśli rzeczywiście latają, a tego latania jest coraz więcej, zarobić można. Doświadczony kapitan lotowskiego boeinga jest w stanie wyciągnąć nawet 40 tys. złotych miesięcznie. Więc w polskich warunkach ma pieniądze i na to, żeby zapłacić ubezpieczenie i odłożyć na wakacje, tym bardziej, że od firmy dostaje darmowe bilety lotnicze.
Złota klatka
Ale o personel latający, zwłaszcza o pilotów dbają wszystkie linie. – W Emirates pracują 4 tysiące pilotów i stworzyliśmy dla nich specjalny system pracy. Zgłaszają, na których trasach chcą latać, kiedy wypoczywają, a jest to przynajmniej dziesieć dni w miesiącu, kiedy planują urlop. Na tej podstawie tak układamy grafik, aby ich praca – w miarę możliwości – była jak najbardziej komfortowa – mówi „Rz" Tim Clark, prezes linii Emirates. Średnio w tej linii kapitan zarabia ok. 130 tys. dol. rocznie, do tego 90 dolarów za każdy dzień spędzony poza bazą. Pensję podstawową dostaje także w czasie urlopu. Emirates zapewnia też zakwaterowanie, które kosztuje ok. 400 dolarów miesięcznie.