I już szukają alternatywnych rezerwacji, także w liniach tradycyjnych. Tak samo było w wypadku Lufthansy i Air France, kiedy strajkowały ich załogi.
Na razie rozpoczęły się negocjacje Ryanaira z pilotami z Irlandii, tym razem z udziałem mediatorów, a protestujący w tym kraju nie zapowiadają kolejnych akcji strajkowych. Ale już Niemcy ze związku zawodowego Cockpit ostrzegają, że Ryanair mogą czekać kolejne protesty, ponieważ nie zostały spełnione ich postulaty, a kierownictwu linii brak jakiejkolwiek woli porozumienia.

Podczas ostatniego protestu załóg Ryanaira, „niepotrzebnego i nieuzasadnionego", jak twierdzi zarząd, w piątek 10 sierpnia, ucierpiało 67 tysięcy pasażerów. Odwołanych zostało prawie 400 lotów. Tydzień wcześniej, z tego samego powodu, nie doszło do skutku 300 rejsów. I wprawdzie Ryanair zapewnia, że jego pracownicy zajęli się wszystkimi pasażerami, to jednak wiadomo, że z wypłaceniem odszkodowań będą problemy, bo przewoźnik robi wszystko, żeby tylko nie płacić.
Pasażerowie tłoczący się na lotniskach byli zdezorientowani, często rezygnowali ze zmian w podróży oferowanych przez Ryanaira i na własną rękę kupowali bilety u konkurencji. Inni nie dowierzali, że Ryanair znajdzie im odpowiednie połączenia. Najczęściej powodem szukania lotów na własną rękę była oferta irlandzkiej linii, która proponowała np. lot w cztery dni po oryginalnej dacie podróży, na co mało który urlopowicz mógł sobie pozwolić. Nie brakowało i takich sytuacji, że planujący podróż robili rezerwacje równolegle na Ryanaira i jakiegoś innego, droższego przewoźnika.