Jeszcze w listopadzie rząd ma zająć się projektem nowelizacji ustawy o transporcie. Czy ostatecznie jednak na posiedzenie Rady Ministrów trafi z resortu infrastruktury kontrowersyjna propozycja przepisów, całkowicie odmienna od tego, co wypracowano kilka miesięcy temu w żmudnych konsultacjach społecznych i uzgodnieniach międzyresortowych? Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że przeciwni temu są nie tylko operatorzy takich aplikacji, jak Uber, czy Taxify, w których nowa ustawa uderzy najmocniej, ale nawet część wrogich im taksówkarzy.

Czytaj także: Uber podgryza taxi coraz mocniej
Projekt bez konsultacji
17 października Ministerstwo Infrastruktury niespodziewanie na dzień przed protestami taksówkarzy przeciwko Uberowi wysłało do komisji prawnej Rady Ministrów projekt ustawy o transporcie, który wedle założeń miał uregulować funkcjonowanie pośredników w przewozach, w tym aplikacje łączące pasażerów z kierowcami. Ku zaskoczeniu ich operatorów – Ubera, Taxify, mytaxi i iTaxi – resort kierowany przez ministra Andrzej Adamczyka wysłał zupełnie inny projekt niż ten, który leżał gotowy w ministerstwie od maja, wypracowany w trakcie konsultacji społecznych.
W nowej wersji wprowadzono zapisy takie jak konieczność posiadania przez pośrednika wpisu do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej albo numeru w KRS, które blokują w praktyce funkcjonowanie zagranicznej konkurencji, np. amerykańskiego Ubera czy estońsko-chińskiego Taxify. „Rzeczpospolita" jako pierwsza opisała sprawę już 20 października. Wówczas część ekspertów sugerowała, że „podmieniono" projekt nowelizacji pod dyktando środowiska taksówkarskiego oraz aby zapobiec protestom, które mogły negatywnie odbić się na wyborach samorządowych.