W obu przewoźnikach głównym akcjonariuszem – który miał w nich odpowiednio 29,1 i 49 proc. – jest bogaty Etihad z Abu Zabi, który w tych inwestycjach utopił ponad 3 mld euro.
Air Berlin złożył wniosek o upadłość po tym, jak Etihad wycofał jakiekolwiek nowe finansowanie. Pomóc mógł tylko niemiecki rząd, który udzielił linii 150 mln euro kredytu pomostowego. W innym przypadku musiałaby ona uziemić samoloty i zostawić bez transportu dziesiątki tysięcy swoich pasażerów. Podobna sytuacja miała miejsce 2 maja z Alitalią.
Na włoską linię zasadza się Ryanair. A w przypadku Air Berlin wszystko wskazuje na to, że przejmie go ostatecznie Grupa Lufthansa. W jej oświadczeniu z 16 sierpnia czytamy: „Lufthansa negocjuje obecnie przejęcie część Airberlin Group i bada możliwości zatrudnienia dodatkowych pracowników". Lufthansa już przejęła od swojej największej krajowej konkurencji 38 maszyn, wraz z 1,2 tys. pracowników personelu pokładowego, i włączyła je do floty Austrian Airlines i Eurowings.
Wejście Lufthansy może być trudne do realizacji, bo już protestuje prezes Ryanaira Michael O'Leary, który uważa wsparcie finansowe dla Air Berlin za niedozwoloną pomoc publiczną. Ale zainteresowany przejęciem jest też Thomas Cook ze swoją liną Condor, co może być dla Irlandczyków łatwiejsze do przyjęcia.
Potężne kłopoty Air Berlin i Alitalii to wielkie niepowodzenie strategii luksusowego Etihadu, który miał dać impuls rozwojowy dzięki kupowaniu mniejszościowych udziałów w liniach lotniczych w Europie.