Pomysł był, a w zasadzie nadal jest, bo mamy wśród futbolowych ekspertów człowieka-maskotkę, który już dawno powinien się wypchać swoimi poglądami. Bramkarza-legendę, który na Wembley zatrzymał Anglię, a dziś nie potrafi powstrzymać słowotoku.
Jan Tomaszewski wszystkich łaja i obraża. I właśnie takiej maskotki na Euro nam trzeba, agresywnej, zdecydowanej, pewnej siebie. Takiej, która nie boi się zaatakować znienacka, choćby i samego Beenhakkera. „On tę kadrę chyba wylosował, bo o racjonalnym typowaniu tu nie może być mowy – wyskoczył ostatnio pan Janek jak do piąstkowania. – Z tymi zawodnikami na Euro nie mamy czego szukać. Holender popełnił błędy już wcześniej.
Jedyny rezerwowy to Golański, reszta to koszulki”. Oczywiście, każda zabawka musi mieć atest bezpieczeństwa. W przypadku Tomaszewskiego mogą być problemy, bo po pierwsze ta maskotka składa się z małych elementów (potrzeba autokreacji, niechęć wobec ludzi sukcesu, chęć skłócenia drużyny itp.), a po drugie – jest popsuta.
Popsuły ją wizyty kolejnych ekip telewizyjnych, wobec których Tomaszewski wyraźnie ożywia się intelektualnie, a to, jak widać, bardzo mu szkodzi. Co do piłkarzy, których nazwał „koszulkami”, mogą na zaczepki odpowiedzieć w dwojaki sposób: albo nawrzucają mu od „slipków”, „getrów” i „korków złamanych”, albo postawią sobie w szatni dmuchanego Tomaszewskiego i z myślą o nim przejdą przez Euro jak burza, połączona z oberwaniem chmury nad Niemcami, deszczem bramek i gradem pochwał, a zakończona sympatyczną fetą na terenie całego kraju. Wstęp wolny, panie Janku.