Chcę dostać Oscara!

Chwila odosobnienia w szpitalu pomaga wyrwać się z piekła. Człowiek się wycisza, nabiera dystansu do kariery i hałasu, zaczyna znów szanować pracę i uczy się cieszyć drobnymi rzeczami - mówi Lindsay Lohan w rozmowie z "Rz"

Aktualizacja: 13.08.2008 20:38 Publikacja: 13.08.2008 10:26

Chcę dostać Oscara!

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Dwa lata temu, dzięki filmom takim jak „Ostatnia audycja” Roberta Altmana i „Bobby” Emilio Esteveza, weszła pani do świata kina niezależnego, odcinając się jednocześnie od ról beztroskich nastolatek. Miała pani dość romantycznych komedii ze szkołą w tle?

Sama przestałam być nastolatką, więc nie chciałam niczego udawać. Zwłaszcza że pracując intensywnie, człowiek szybciej dojrzewa. Na szczęście reżyserzy to dostrzegli i dostałam w ostatnim czasie kilka naprawdę ciekawych propozycji.

Miała pani szansę spotkać się z legendą kina – Robertem Altmanem...

Nie będę ukrywać, że przed „Ostatnią audycją” niewiele o nim wiedziałam. Obejrzałam tylko jeden jego film, „Nashville”. Ale zdawałam sobie sprawę, że jest naprawdę wielkim reżyserem i propozycja od niego to los na loterii. A kiedy jeszcze się dowiedziałam, że będę grała córkę Meryl Streep, omal nie zemdlałam z wrażenia.

Jak pani zapamiętała Altmana?

Jako absolutnie niezwykłego człowieka. Ogromnie silnego i prostolinijnego. Był najstarszy z nas, ale na planie nigdy na nic się nie skarżył. Kiedyś miałam zły dzień, byłam niedospana, kiepsko się czułam. Ale gdy spojrzałam na cztery razy ode mnie starszego, tryskającego energią Altmana, natychmiast odzyskałam siły. On był na planie szczęśliwy i to jego szczęście udzielało się wszystkim. Roztaczał wokół siebie niewymuszoną, przyjacielską atmosferę. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł w jego towarzystwie stroić jakiekolwiek gwiazdorskie fumy. Chyba spaliłby się ze wstydu.

Jaką lekcję wyniosła pani z „Ostatniej audycji”?

Od dzieciństwa dużo grałam w telewizji, gdzie wszystko odbywało się szybko i realizatorzy kurczowo trzymali się scenariusza. W „Ostatniej audycji” Altman oczekiwał od nas improwizacji. Moja rola też się w czasie zdjęć rozrosła. Zaprzyjaźniłam się z Garrisonem Keillorem, scenarzystą filmu, dużo rozmawialiśmy o mojej bohaterce i on po prostu uznał, że ta dziewczyna przepojona obsesją śmierci może dużo wnieść do całej opowieści. A Altman bardzo chętnie się na to zgodził, bo jest człowiekiem ogromnie otwartym.

Grała tam pani córkę Meryl Streep. Czy ta wielka aktorka nie onieśmielała pani?

Ależ skąd! Ona okazała się osobą niebywale ciepłą, miała do mnie stosunek niemal matczyny. W każdej chwili mogłam podejść do niej i powiedzieć: „Słuchaj, zupełnie nie wiem, jak mam tę scenę zagrać”. I ona zawsze mi pomagała, tłumaczyła, dawała rady.

Pracowała pani od najmłodszych lat. Jakie to doświadczenie?

Jadłam niedawno kolację z moimi przyjaciółmi aktorami. Wszyscy poza mną byli po trzydziestce. Nagle zaczęliśmy rozmawiać, od kiedy jesteśmy w biznesie. I okazało się, że ja pracuję tyle samo albo nawet dłużej niż większość z nich. Poczułam się bardzo fajnie.

Fajnie? A nigdy nie brakowało pani dzieciństwa?

Nie, bo show-biznes to w końcu także niezła zabawa. A poza tym mam wrażenie, że prowadziłam dość normalne życie. Prawda, grałam w różnych reklamówkach i serialach, ale poza tym chodziłam do szkoły i miałam swoje grono kolegów. Z niektórymi z nich spotykam się do dzisiaj. Chwila, gdy jako 12-latka dostałam rolę w „Nie wierzcie bliźniaczkom”, była jedną z najszczęśliwszych w moim życiu. Bo ja to naprawdę lubiłam. A potem rzeczywiście zaczęłam prowadzić życie bardziej dorosłe niż moi rówieśnicy. Miałam wielu starszych przyjaciół, których zyskiwałam dzięki pracy. Ale nie narzekam. Odwrotnie: polecam takie doświadczenie wszystkim. Ono uczy odpowiedzialności. I gospodarowania własnym czasem, bo jak człowiek ma mało czasu, to go nie traci.

To brzmi jak sielanka. Dlaczego więc trafia pani co jakiś czas do szpitala?

Wiedziałam, że to pytanie padnie! Wcześniej czy później zawsze pada. Tak naprawdę nie chcę o tym mówić. Nikt nie lubi opowiadać o chwilach trudnych. Ale dobrze. Jest ta druga strona wczesnego wchodzenia w życie, bo człowiek nie jest jeszcze dość silny, by dać sobie ze wszystkim radę. Hollywood to bajka, ale też wielki stres. Ludzie nie zdają sobie nawet sprawy, pod jaką presją jest młody aktor, który zaczyna wchodzić w filmowy obieg. A ja miałam jeszcze do tego trochę problemów natury osobistej i byłam skrajnie przemęczona. Próbowałam to wszystko odreagować, rzucając się w wir życia towarzyskiego. Dzisiaj wiem, że to nie najlepszy sposób.

Zrozumiała to pani dzięki kuracji?

Chwila odosobnienia w szpitalu pomaga wyrwać się z piekła. Człowiek się wycisza, nabiera dystansu do kariery i hałasu, zaczyna znów szanować pracę i uczy się cieszyć drobnymi rzeczami. Ale skończmy już z tym. Poza wszystkim proszę pamiętać, że jeszcze niedawno byłam nastolatką, a nastolatki mają prawo do młodzieńczego buntu.

Tylko że jak zaczyna szaleć przeciętna nastolatka – jest to problem jej i jej rodziców. Panią podpatruje sfora dziennikarzy z kolorowych magazynów.

Tabloidy to zmora tzw. celebrities. Ale nie mogę za bardzo narzekać. Sama czasem przeglądam rozmaite pisemka i myślę sobie: „No, coś takiego, ona się już z nim nie spotyka! A jeszcze niedawno widziałam ich razem”, „Hm, kolejna koleżanka spodziewa się dziecka”, „A on dostał rolę w superprodukcji!”. No więc skoro czytam takie bzdety o innych, muszę być konsekwentna i mieć cierpliwość, gdy ktoś zaczyna polować na mnie.

Czyżby paparazzi też pani nie przeszkadzali?

Przyzwyczaiłam się. Pamiętam, jaki szok przeżyłam, kiedy po raz pierwszy obstąpił mnie i niemal zmiażdżył tłum fotoreporterów. Niedługo po premierze jednego z moich pierwszych ważnych filmów umówiłam się z przyjaciółmi, że pojedziemy razem na zakupy do centrum handlowego. Nagle się okazało, że nie możemy ruszyć samochodem, bo opadli nas faceci z aparatami fotograficznymi. Najpierw zrobiło mi się głupio, ale potem uczciwie pomyślałam: „No i co? Czy przypadkiem nie o to ci chodziło? Chciałaś być znana”. Bardziej mnie denerwowały nieprawdziwe, wyssane z palca wiadomości, które się na mój temat ukazywały. Przeczytałam nawet, że jako 16-latka przeszłam serię operacji plastycznych. Kompletna bzdura! Ale i do tego przywykłam. Czasem robię sobie przegląd prasy i zastanawiam się, co dziennikarze mogą jeszcze wymyślić, żeby zwabić czytelników.

Muzyka daje pani wytchnienie?

Kocham muzykę. Dla mnie to najwspanialszy sposób okazywania uczuć. Nagrałam kilka płyt, które są dla mnie prawdziwą frajdą i satysfakcją. W filmach też zawsze sama śpiewam swoje piosenki. Choć muszę przyznać, że kiedy miałam wykonać piosenkę w „Ostatniej audycji”, drżały mi kolana. Tak się złożyło, że tego dnia byli na planie niemal wszyscy: Meryl Streep, Lily Tomlin, Kevin Kline. Dawać koncert na żywo w ich obecności to prawdziwe przeżycie.

Co jest dzisiaj dla pani największym oparciem?

Chyba głównie moja rodzina. Mama jest moją wielką przyjaciółką, bardzo blisko jestem też z młodszym bratem Michaelem. Mogę na nich liczyć.

Nie uchodzi pani za osobę bardzo rodzinnie nastawioną. Ma pani raczej opinię dziewczyny, która lubi rzucić się w wir zabawy.

Los Angeles to samotność. Aktorstwo to samotność. A ja jej nie znoszę. Muszę być otoczona ludźmi.

A kariera? Czy dzisiaj jakoś ją pani planuje? Co jest ważniejsze: kino czy śpiewanie?

Gdyby ktoś mi kazał wybierać, pewnie bardzo trudno by mi było to zrobić. Ale wiem, że rozsmakowałam się w filmach niezależnych. Dają mi dużo wolności i poczucie, że uczestniczę w czymś prawdziwie ciekawym. Niczego więc z góry nie zakładam, mam jednak nadzieję, że szczęście, które towarzyszy mi od dziecka, nie opuści mnie. Marzenie? Cóż, wzorem jest dla mnie kariera Jodie Foster. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie osiągnąć jej kunszt, ale to jest właśnie cel. Podobnie jak reżyseria. Nie chcę być znana wyłącznie jako „party girl”. Mam odwagę głośno mówić, że chcę kiedyś dostać Oscara!

Ma 22 lata, 18 lat zawodowych doświadczeń i fatalną opinię. Lubi życie towarzyskie. Kiedyś zmieniała narzeczonych, ostatnio afiszuje się ze swoim związkiem lesbijskim. Ale jest utalentowana. Urodziła się 2 lipca 1986 r. w Nowym Jorku. W pierwszej reklamówce – Forda – zagrała jako trzylatka. Potem wystąpiła w 60 innych spotach, m.in. promujących Pizzę Hut, GAP, sieć barów Wendy’s. W 1996 r. zadebiutowała na małym ekranie w serialu „Another World”, a dwa lata później w fabule „Nie wierzcie bliźniaczkom”. Rozgłos przyniósł jej udział w 2004 r. we „Wrednych dziewczynach”. Sukces tej szkolnej komedii sprawił, że zagrała w kolejnych obrazach z ławy szkolnej, m.in. „Całym szczęściu”, inkasując za role po 7,5 mln dolarów.

Rz: Dwa lata temu, dzięki filmom takim jak „Ostatnia audycja” Roberta Altmana i „Bobby” Emilio Esteveza, weszła pani do świata kina niezależnego, odcinając się jednocześnie od ról beztroskich nastolatek. Miała pani dość romantycznych komedii ze szkołą w tle?

Sama przestałam być nastolatką, więc nie chciałam niczego udawać. Zwłaszcza że pracując intensywnie, człowiek szybciej dojrzewa. Na szczęście reżyserzy to dostrzegli i dostałam w ostatnim czasie kilka naprawdę ciekawych propozycji.

Pozostało 94% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu