Mijały lata, a on – choć wojna się skończyła – ciągle nie wracał. Matylda nie wierzyła w jego śmierć i na własną rękę, pełna determinacji, podjęła poszukiwania. Robiła wszystko, aby dowieść swojej racji. Była tak samo naiwna, jak uparta. Przetrzepywała archiwa, rozmawiała z żołnierzami i oficerami, których los połączył z jej ukochanym. To – w ogromnym skrócie – fabuła „Bardzo długich zaręczyn” Jeana-Pierre’a Jeunota, ekranizacji powieści Sébastiena Japrisota. To w takim samym stopniu melodramat apoteozujący wierność młodzieńczej miłości jak batalistyczny obraz antywojenny, przywołujący grozę okopów I wojny światowej. Odkrywający starannie przez lata skrywane bolesne epizody francuskiej historii. Jeunet wie jak żonglować nastrojami widza. I robi to po mistrzowsku. Piekłu wojny przeciwstawia ponadczasowy spokój bretońskiej wsi. Zimne, ciemnoniebieskie, aż do bólu naturalistyczne kadry wojenne z licznych retrospekcji kontrastują z ciepłymi, stylizowanymi na sepię obrazami Paryża, jakby przeniesionymi wprost z ówczesnych pocztówek.

[i]sobota | Bardzo długie zaręczyny; 22.55 | TVN | Melodramat. USA, Francja 2004[/i]