Jeden na skórce wywinie orła, walnie się w głowę i mu przejdzie, inny może walić się codziennie, a i tak szare komórki będą mu się zderzać wyłącznie w rytmie serc pana premiera i pana prezydenta. Gdyby jednak, nie daj Boże, zdarzyło się inaczej, jak ostatnio u Grzegorza Schetyny, entomolog Niesiołowski nazwie go ofiarą histerii. I kto to mówi? Wiem, że są ludzie, którzy Stefana Osiem Kul, jak nazwali go internauci, lubią jeszcze bardziej niż on owady. Każda potwora znajdzie swego amatora. Maria Czubaszek-Karolak na przykład, autorka znana kiedyś z poczucia humoru, dziś czołowa celebrytka TVN, nagle w obecności Jarosława Kuźniara, nominowanego do nagrody Dziennikarza Roku (proszę się spokojnie wyśmiać, ja poczekam), dostaje małpiego rozumu. I mówi do Kuźniara tak: „Ja panu gratuluję, że pan wytrzymał rozmowę z Beatą Kempą. Troszkę jej chyba łezka popłynęła, gdy Tomasz Nałęcz nazwał ją piątą kolumną. Wie pan, ona jest kobietą, więc trochę kultury w stosunku do niej można. Ale jak nie, to po ryju!”. Nie jestem zwolennikiem Kempy, Czubaszek jednak nie daje innej możliwości, niż bronić posłanki PiS przed burakami, w których na ekranie TVN 24 coraz częściej zmieniają się satyrycy. Mam wrażenie, że powstał tam już nowy gatunek: homo zasapiens, charakteryzujący się zaparciem na szkło. Byle prościej, byle w tę część ciała, o której wspomniała Czubaszek.
Trudno się więc dziwić Edmundowi Klichowi, że w ramach upraszczania przekazu mówi przed kamerami: „Nie może dobra załoga doprowadzić do zderzenia z ziemią. Niezależnie od sygnałów z wieży”. Czy nie można było tak od razu? Na czorta nam rosyjskie raporty, skoro wystarczyło 10 kwietnia wyjść przed kamery i powiedzieć: „Kto się rozwalił, ten zawalił. Dziękuję za uwagę”. Niestety, wtedy Klich próbował przypomnieć sobie, kiedy dowiedział się, że obowiązuje go konwencja chicagowska. Szperanie w zakamarkach pamięci poszło mu tak dobrze, że niedawno odkrył, iż wtedy zapamiętał źle. Z reguły ludzie mają inaczej – im dalej od wydarzenia, tym mniej kojarzą. Widocznie przy analizowaniu katastrof na terenie Rosji bardziej przydaje się umiejętność odwrotna.
Dotyczy to zresztą nie tylko Klicha. Inny ekspert, zaproszony do rozmowy przez Pawła Płuskę z „Faktów”, stwierdził niedawno, że nie przypomina sobie, by z powodu mgły zamknięto kiedykolwiek lotnisko. Płuska też sobie chyba nie przypomina, bo przecież by zaoponował, podając przykłady Okęcia, Balic, Wrocławia... Może więc rzeczywiście jest tak, jak szepczą złośliwi na mieście – że jeśli fakty się nie zgadzają, tym lepiej dla „Faktów”?