[b]Od początku swojej kariery lubił pan pracować w Europie. Ale ostatnio bywa pan na Starym Kontynencie coraz częściej. Po „Kurzu czasu” Theo Angelopoulosa zagrał pan główną rolę w „Antychryście” Larsa von Triera.[/b]
Lubię Europę za to, że jest wierna tradycji kina autorskiego, artystycznego. W Stanach kino to przemysł. Wszyscy śledzą tabele oglądalności, producenci od dnia premiery codziennie czekają na raporty frekwencyjne. Ta atmosfera udziela się nawet krytykom. Niedawno pewien dziennikarz z branżowego pisma „Variety” zapytał mnie, jak znoszę klęskę swojego filmu. To był świetny tytuł, więc spytałem zdziwiony: „Klęskę?”. „No, tak – odpowiedział. – Przecież on w kinach zarobił zaledwie 10 mln dolarów”.
W Europie taka rozmowa byłaby niemożliwa. Poza tym bardzo wysoko cenię europejskich artystów. Spotkanie z Theo Angelopoulosem było szalenie interesujące. Podobnie jak z Larsem von Trierem. Nie mogę zbyt wiele mówić o „Antychryście”, zanim nie wejdzie on na ekrany. Ale praca nad tym obrazem była szczególna. W scenariuszu były bardzo długie dialogi, niektóre miały po dziesięć stron. A my wchodziliśmy do dekoracji i kręciliśmy. Czasem całe dnie. A czasem Lars mówił: OK. Jest świetnie. Kończymy. On doskonale wie, kiedy dostaje to, co jest mu potrzebne. I zawsze szuka maksymalnej klarowności.
[b]Powiedział pan kiedyś, że zawsze w życiu był pan najmłodszy. W rodzinie był pan najmłodszym dzieckiem, potem jako małolat trafił do teatru i bardzo wcześnie zagrał w pierwszym filmie. Tymczasem dzisiaj młodzi zaczynają na pana patrzeć jak na klasyka.[/b]
Uff, gdyby pani wiedziała, ile mnie kosztowało, żeby zrozumieć, iż przestałem być enfant terrible, któremu wszystko wolno. Nagle na planie zaczęli do mnie podchodzić ludzie i mówić „Sir”. Młodzi reżyserzy traktują mnie jak starego hollywoodzkiego wygę, który pracował z Cronenbergiem, Scorsese, Lynchem, Stone’em, Friedkinem. Przekroczyłem pięćdziesiątkę, choć mnie samemu jest w to trudno uwierzyć. Nie czuję się na swoje lata, ale kalendarza nie da się oszukać. No cóż, muszę się powoli przygotowywać do ról staruszków.