Madonna poszła krok dalej, stwierdzając, że nasze „Sto lat, sto lat” jest ładne i że urodziny ma super, bo u nas, w Polsce. Szkoda, że nie słyszała, jak naprawdę śpiewamy u cioci na imieninach. Ech, doceniają nas najwięksi artyści świata, i pewnie, gdyby Michael żył, też by nas pochwalił. A za co? A choćby za naszą nowoczesność, w domu i w zagrodzie, w polu i na polu, na bankietach i na mostach. Nowoczesność, która każe nam klepać w kółko frazesy o królu Michaelu, wielkim Bono filantropie i Madonnie prowokatorce. Ileż razy przed przyjazdem królowej popu musieliśmy usprawiedliwić wiszenie przez nią na krzyżu w celach komercyjnych. A z drugiej strony barykady – oburzenie już nie krzyżem, ale datą. Święto Matki Boskiej Zielnej, o Matko Boska, czemu właśnie wtedy nawiedza nasz kraj ta straszna czarownica na wyskubanej miotle? To są sprawy wagi państwowej! Ale gdy nasza swojsko-wiejsko-plastikowa blond królewna popu mówi o Piśmie Świętym, że pisał je ktoś, kto się wcześniej spił i naćpał, to już nie wiemy, jak się zachować. Czy traktować poważnie piosenkarkę, która grała w filmie Zanussiego, czy udawać, że nic się nie stało. Oburzyć się czy roześmiać. TVP poinformowała, że zrywa współpracę, ale w innych stacjach – zero komentarzy. Samonapędzająca się maszynka do produkcji informacji o Dodzie, do której onet.pl od czasu do czasu dosypuje wiadomości o ciasnych majtkach i szerokich horyzontach gwiazdy, nie może przecież się zaciąć.

My Dodzie, Doda nam, Doda nam, my Dodzie – i jakoś się kręci. Ona przecież taka niegroźna – jak powiedział pewien hodowca piranii – co to komu szkodzi, że raz na jakiś czas rozszerzy otwór gębowy. Tymczasem dodowa dosadność zaczyna zarażać inne osoby publiczne. Taki np. generał Petelicki mówi w TVN 24, że gdyby w czasie akcji nadleciał jakiś samolot – „to z talibów byłyby kotlety”. A minister obrony narodowej Klich ripostuje, że wcześniej mieliśmy hammery, na których „nasi żołnierze wylatywali jak muchy”. Nie wiem, czy widział kiedykolwiek eksplozję samochodu wojskowego, ale zaręczam, że jej ofiary nie przypominają natrętnych owadów. Przypominają je natomiast ci, którzy dla osiągnięcia efektu posługują się brakiem kultury i smaku. I ci, niestety, których wobec panoszącego się dodziarstwa stać jedynie na głupkowaty uśmiech.