Sarandon pokazała, że dojrzałość może być atrakcyjna i uwodzicielska. Już po czterdziestce trafiła na listę najpiękniejszych kobiet i na pozycji 35. sklasyfikowana została w rankingu stu najwspanialszych gwiazd filmowych wszech czasów. Chociaż przekroczyła sześćdziesiątkę, określenie „nobliwa dama” do niej nie pasuje. Łatwiej ją sobie wyobrazić na czele jakiejś manifestacji – ma zresztą w tej dziedzinie doświadczenie.
Jest polityczną aktywistką, zasłynęła m.in. z ostrej krytyki prezydenta George’a W. Busha, którego potępiła za wojnę w Iraku. Od lat wiele energii wkłada też w działalność charytatywną – wspiera organizacje zajmujące się pomoc humanitarną, m.in. UNICEF, niezmordowanie broni ludzi biednych, chorych i dyskryminowanych, m.in. ze względu na orientację seksualną. Razem ze swoim życiowym partnerem, aktorem i reżyserem Timem Robbinsem, stanowią jedną z najbardziej zaangażowanych i zarazem wpływowych hollywoodzkich par.
– Wyobraźnia i umiejętność wczucia się w czyjś los – to są cechy niezbędne zarówno aktorowi, jaki i aktywiście – uważa gwiazda. – Każdy ma obowiązek pomagania innym ludziom, którzy są jego wielką rodziną. Jeśli wiedziesz uprzywilejowane życie, tym większe są twoje zobowiązania wobec reszty. Serce to mięsień, jak każdy inny. Im częściej się go używa, tym lepiej działa...
Sarandon zagrała w ponad 100 filmach, pięć razy była nominowana do Oscara, statuetkę dostała za rolę zakonnicy, siostry Helen Prejean, która wspiera więźnia skazanego na karę śmierci (w tej roli znakomity Sean Penn) w przejmującym dramacie „Dead Man Walking. Przed egzekucją” (1995).
– Kobiety, które gram, i kobieta, którą jestem, są przeciętne, tylko okoliczności, w których się znajdują, bywają niezwykłe – Sarandon mówi skromnie.