Nie jestem zapaloną telemanką. Nie znoszę włączonego non stop telewizora. Gdy przez dłuższy czas mieszkałam na Mazurach, przekonałam się, że można bez niego żyć. Teraz uruchamiam odbiornik tylko wtedy, gdy zdecydowanie chcę coś obejrzeć. Ostatnio przyjemność sprawia mi przypominanie sobie przygód „Czterdziestolatka” (TVP 1, środa, godz. 17.50). Ten serial koi moje nerwy, bo stoi w głębokiej opozycji do współczesnych produkcji. Dziś wszyscy bohaterowie seriali mieszkają w wypasionych, identycznie urządzonych domach, mają mniej więcej te same problemy – równie wydumane i odległe od naszych. A „Czterdziestolatek” pokazywał nam kawałek rzeczywistości. Pewnie dlatego z sentymentem do niego wracam.
Jestem też fanką kina europejskiego. Żałuję więc, że nasze telewizje importują prawie wyłącznie produkcje amerykańskie i brazylijskie. Tak jakby nie istniało kino włoskie, brytyjskie, francuskie... Z braku tego typu propozycji chętnie sięgam po klasykę filmową. W tym tygodniu polecam dwa tytuły z Audrey Hepburn: „Sabrinę” (TVP 1, sobota, godz. 12.40) i słynne „Śniadanie u Tiffany’ego” (Ale kino!, poniedziałek, godz. 15.15).
Cieszę się, że Dwójka pokaże dokument przypominający sylwetkę zmarłej niedawno znakomitej aktorki Elżbiety Czyżewskiej (środa, godz. 0.45). To moja idolka z dzieciństwa. Próbowałam naśladować jej sposób poruszania się i uśmiechania. Obniżałam nawet głos, by bardziej ją przypominać.
W niedzielny wieczór rzucę okiem na pierwsze sondaże wyborcze, by wiedzieć jaki jest przewidywany wynik prezydenckiej elekcji (TVP 1, TVN, TVN 24, TVP Info, TVP Polonia, godz. 19.50). Choć bardziej niż na prognozy czekać będę na oficjalne wyniki Państwowej Komisji Wyborczej.
Mistrzostwa świata w piłce nożnej, którymi ekscytują się moi panowie, nie specjalnie mnie interesują. Od czasu do czasu słyszę jakiś okrzyk, wiem, że wpadła bramka, więc cieszę się razem z nimi. Choć nie mam pojęcia, kto strzelił.