Było zarządzenie, że się o czymś nie mówi, to się nie mówiło. A dziś trudno uciec od poczucia déjá vu. Przykładem służę. PiS mówi, że chce wymusić na rządzie i ludziach partii rządzącej większą aktywność w kwestii walki ze śniegiem na ulicach i chodnikach. Donald Tusk odpowiada kpiną, że władza Platformy „jest duża, ale nie obejmuje... mrozu”. Dzielny redaktor TVN-owskich „Faktów” wie, że ma dwa wyjścia: przywalić PiS albo przywalić Kaczyńskiemu. Dawaj więc przypominać, jak wyglądała, panie, zima trzy lata temu. Za PiS!
No, panie, zimno było, i, panie, auta w rowach stały...
Wielki szacun dla redaktora. Ale byłby większy, gdyby już wcześniej reagował podobnie. Na przykład wtedy, gdy szacunek dla urzędu prezydenta RP wyrażają dziś Tusk, Sikorski, Niesiołowski i, co szczególnie zabawne, Bronisław Komorowski. Wtedy redaktora nie korci, by wspomnieć dawne dzieje, gdy jeździli po śp. Lechu Kaczyńskim jak po łysej kobyle? Nie drgnie mu ręka ni powieka, gdy poczet władców Platformy nagle zaczyna wspominać o racji stanu, o tym, by nie prać brudów na zewnątrz, a pod hasłem odpolitycznienia mediów publicznych wsadza na stanowiska samych swoich, na których nie ma mocnych, więc pozostaje tylko: kochaj albo rzuć? Nie, wtedy nie przypomina się nic.
Przypomina się mu za to, że gdy Polska leży w zaspach, ludziska sobie pomagają. Przez cały rok słyszę, jak jesteśmy mali, złośliwi i zawistni, ale zimą, gdy nas zasypią śnieg i nieudolność urzędników każdego szczebla, wtedy nagle stajemy się bezinteresowni i uczynni.
A to mały wyciągnie dużego, a to duży małemu podziękuje, człowiek człowiekowi nie wilkiem już, a zupką rozpuszczalną. O, właśnie dzwoni do stacji kierowca tira, który od kilkunastu godzin stoi w korku. Żali się, że nie ma co jeść, co pić i co palić, i że bez tej pomidorówki w proszku, którą mu kolega zaraz przyrządzi, chyba by nie przeżył. Była policja w nocy, ale stwierdziła, że ten korek to nie jej rewir.