Urodził się 14 grudnia 1918 roku, kiedy w Indiach szalała epidemia grypy. Ciężko zachorował, ale cudem udało mu się przeżyć. Gdy miał 13 lat, zapadł na malarię i tyfus. Jako 16-latek mierzył niespełna 150 cm wzrostu i ważył 32 kilogramy. Lekarze podejrzewali gruźlicę, prognozując, że chłopak pożyje najwyżej dwa, trzy lata.
Jego los odmienił się za sprawą jogi. Po śmierci ojca trafił pod opiekę Śrimana T. Krishnamachara, znawcy sanskrytu i ojca współczesnej hatha-jogi. Ćwiczenia fizyczne poprawiły kondycję chłopca. Tuż przed wojną przybył do Puny, gdzie sam zaczął szkolić innych. W latach 40. jego uczniami byli m.in. królowa Belgii Elżbieta, pianista Witold Małcużyński oraz pisarz Aldous Huxley.
Iyengar przyznaje, że początkowo sądził, że joga polega wyłącznie na rozciąganiu ciała. Ćwiczył po 10 godzin dziennie, ignorując ból fizyczny. – Nazywali mnie szalonym kotem – opowiada. – Zawziąłem się: przeżyję albo umrę, ćwicząc.
Później zrozumiał, że chodzi nie tylko o gimnastykę. – Nauczyłem się integrować siedem stanów świadomości. Ciało, zmysły, oddech, umysł, intelekt, inteligencję i przytomność – mówi. – Nie da się żadnymi słowami opisać tego, co doświadczam.
Dziś jest autorytetem w sprawach jogi, publikuje książki, jeździ po całym świecie. Dokument nakręcony w 2008 roku w Indiach, pełen zdjęć archiwalnych, rozmów z bohaterem i wypowiedzi jego przyjaciół oraz współpracowników, układa się w fascynujący, wielobarwny portret nieprzeciętnego człowieka. Powinien przypaść do gustu nie tylko fanom jogi.