[b]Co się dzieje w Teatrze Studio? Od wielu miesięcy mówi się o konflikcie, odwoływanych premierach, nienajlepszej atmosferze panującej w zespole… [/b]
Trudno w kilku słowach oddać dramatyzm sytuacji. Studio, dzięki Józefowi Szajnie a potem Jerzemu Grzegorzewskiemu było bardzo szczególną placówką artystyczną. Widz ufał, że tam spotka - używając dzisiejszego języka - „produkty teatralne” wysokiego formatu. W ostatnim okresie miesiąc po miesiącu, dzień po dniu zagościła tu bylejakość. Do tego dochodzi zastraszanie ludzi przez obecną dyrekcję.
[b]Pana także? [/b]
Tak. Czy wie pan, że dyrektor Bartosz Zaczykiewicz złożył mi swego czasu bardzo ciekawą propozycję teatralną. Zasugerował, że jeśli mam na sercu dobro teatru i chcę mu pomóc, powinienem złożyć wymówienie innymi słowy „zwolnić się na własną prośbę”. [b] To była jedyna propozycja artystyczna z jego strony? [/b]
Nie. To był odwet, za odmowę udziału w próbach do „Krajobrazu po bitwie bis”, czyli „Bitwie pod Grunwaldem”. Moja uczciwość nie tylko względem siebie ale i kolegów kazała mi tak postąpić, bo szybko zorientowałem się w miałkości całego przedsięwzięcia. Po premierze, jako członek Teatru Studio, odniosłem pyrrusowe zwycięstwo. I widzowie i krytycy byli zgodni, że ta „Bitwa…” raczej nie była triumfem.