Sekret orgazmów Albertynki

„Operetka" jako schematyczna historia o świecie polskich celebrytów? Szkoda Witolda Gombrowicza, by opowiadać o dzisiejszych paparazzi

Publikacja: 17.10.2012 09:04

Operetka; fot. Krzysztof Bieliński

Operetka; fot. Krzysztof Bieliński

Foto: Teatr dramatyczny

Zmierzyć się z „Operetką" w warszawskim Teatrze Dramatycznym to spora odwaga. To właśnie tu przed laty Maciej Prus zrealizował inscenizację utworu, która weszła do historii polskiego teatru. Prus jako pierwszy wyraźnie zaznaczył bliskie pokrewieństwo tekstu Gombrowicza z „Nie-Boską komedią" Zygmunta Krasińskiego, zobaczył w tym dramacie opowieść o tragizmie historii. Dojmującą cechą tamtej opowieści była atmosfera niepewności jutra i rewolucja, która wisiała w powietrzu. Bal maskowy wydawał się balem na „Titanicu". Rok po tamtej premierze wprowadzono stan wojenny, a grającego mistrza Fiora Gustawa Holoubka usunięto z teatru.

W kontekście wspomnianej inscenizacji obecna przygotowana przez Wojciecha Kościelniaka wydaje się pusta i blada. Dwaj główni antagoniści, hrabia Szarm i baron Firulet, są współczesnymi paparazzi polującymi na kolejne obiekty do swych portfolio. To postacie pozbawione osobowości. Pozostają bezradni jak dzieci. Reżyser, nie mając na nich pomysłu, w akcie desperacji każe im zdjąć spodnie...

Świat dzisiejszych celebrytów uosabiają Księżna i Książę. Słowa, które mówią o historii, rewolucji, właściwie nic nie znaczą, bo wypowiadane są niedbale, tak od niechcenia. Błyskotliwe komentarze Gombrowicza odlatują gdzieś w niebyt. Jeśli Albertynka (Karolina Kazoń) od każdego błysku flesza aparatu fotograficznego dostaje orgazmu, to pod koniec utworu trzeba ją rzeczywiście wsadzić nie do trumny, lecz do zamrażarki, by nie eksplodowała.

W zniewieściałym świecie dyktatorów mody pomysł, by Mistrza Fiora grała kobieta, jest całkiem logiczny. Niestety, Anna Czartoryska prezentująca się z klasą na plakacie, w spektaklu prawie nie istnieje. Wielka scena Teatru Dramatycznego obnaża niedostatki warsztatowe i bezradność większości aktorów.

Wracając do znakomitej inscenizacji Prusa. Z tonu przychylnych recenzji wyłamała się jedna, która trafnie oddaje klimat dzisiejszej premiery. Spektakl w Dramatycznym był jedynie „impresją na temat »Operetki« Gombrowicza. Impresją, w której niezrealizowane zamierzenia, szczątki aktorskich ról i rwący się melancholijno-proustowski nastrój toną w bezmiarze najzwyczajniejszej nudy".

Reklama
Reklama

Warto dodać, że napisał ją wówczas ceniony recenzent skrywający się pod pseudonimem Jan Koniecpolski, dziś wybitny dramaturg, reżyser, a od kilku miesięcy dyrektor Teatru Dramatycznego – Tadeusz Słobodzianek.

Zmierzyć się z „Operetką" w warszawskim Teatrze Dramatycznym to spora odwaga. To właśnie tu przed laty Maciej Prus zrealizował inscenizację utworu, która weszła do historii polskiego teatru. Prus jako pierwszy wyraźnie zaznaczył bliskie pokrewieństwo tekstu Gombrowicza z „Nie-Boską komedią" Zygmunta Krasińskiego, zobaczył w tym dramacie opowieść o tragizmie historii. Dojmującą cechą tamtej opowieści była atmosfera niepewności jutra i rewolucja, która wisiała w powietrzu. Bal maskowy wydawał się balem na „Titanicu". Rok po tamtej premierze wprowadzono stan wojenny, a grającego mistrza Fiora Gustawa Holoubka usunięto z teatru.

Reklama
Teatr
Jerzy Radziwiłowicz: Nie rozumiem pogardy dla inteligencji
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Teatr
Krzysztof Głuchowski: W Kielcach wygrał Jacek Jabrzyk
Teatr
Wyjątkowa premiera w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Przy jakich przebojach umierają Romeo i Julia
Teatr
Teatr Wielki. Personalne przepychanki w Poznaniu
Teatr
„Ziemia obiecana” Kleczewskiej: globalni giganci AI zastąpili wyścig fabrykantów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama