W „Śniegu", choć opisana jest Turcja, wiele okoliczności przypomina obecną Polskę i Polaków, którzy jak główny bohater metaforycznie wracają z Zachodu na Wschód. Książka intrygowała pana dawniej. Teraz przyszedł czas na premierę?
Ona opowiada o skrajnych napięciach politycznych, lękach prowadzących do przemocy, zagrożeniu fundamentalizmem, o miejscu, gdzie Boga nie ma, chociaż ciągle się o nim mówi. Polska stała się krajem takich napięć, ale nie jest to dla nas najważniejszy trop. Nas w książce fascynowało to, że w tej polaryzacji brakuje miejsca na wrażliwość: zatykają się kanały komunikacji emocjonalnej i absolutnie wszystko zostaje zinstrumentalizowane. To apokaliptyczny obraz jałowej ziemi.
Główny bohater Ka (Szymon Czacki) nieoficjalnie prowadzi śledztwo dziennikarskie dotyczące rzekomych samobójstw młodych kobiet. Fala zakazów też idzie ze Wschodu. Czeka nas jakaś forma szariatu pod nazwą cnót niewieścich?
Nie wierzę w rewolucję czynioną przez mizoginów. Wierzę w siłę i niezależność polskich kobiet. Zastanawia mnie coś innego. Jak bardzo trudno poczuć jest realne zagrożenie. Utrata wolności, w różnych jej przejawach, jawi się ludziom jako abstrakcja. A przecież to proces infekowania fundamentalnych relacji. To narastający brak zaufania, blokada w wyrażaniu emocji, rak na społecznej duszy. Zaczyna się od łamania konstytucji, prześladowania mniejszości, a kończy na emocjonalnym niedorozwoju całego społeczeństwa.
Bohater Pamuka zostaje wciągnięty w sieć intryg konstruowanych przez wojskowych, nacjonalistów, fanatyków religijnych i terrorystów. Taka sieć w Polsce jest możliwa, czy to tylko widmo medialne?