Wolność albo sława

Młodzież z pokolenia telewizyjnego „Idola” potwierdza talent w tym spektaklu. Ale „Rent” jest dla nich muzyczną zabawą bez głębszych treści, mimo że utwór Larsona opowiada o trudnych dylematach współczesnych artystów

Publikacja: 13.11.2008 01:08

Renata Gosławska jako zbuntowana performerka i lesbijka Maureen

Renata Gosławska jako zbuntowana performerka i lesbijka Maureen

Foto: Rzeczpospolita, Juliusz Multarzyński JM Juliusz Multarzyński

Jeden z najsłynniejszych musicali poprzedniej dekady – „Rent” Jonathana Larsona – wystawiła szczecińska Opera na Zamku. Skromny teatr, z rocznym budżetem o połowę mniejszym niż inne sceny operowe w Polsce, potrafił przygotować profesjonalne, nowoczesne widowisko muzyczne.

Oglądając wszakże „Rent” po polsku, trudno zrozumieć, dlaczego po 12 latach od prapremiery wymieniany jest on wśród najważniejszych dzieł w całej historii musicalu. Szczeciński spektakl jest atrakcyjną rozrywką, a przecież przedwcześnie zmarłemu Jonathanowi Larsonowi, który nie zobaczył już na scenie utworu swego życia, nie tylko o to chodziło.

„Rent” bywa nazywany współczesną wersją „Cyganerii” Pucciniego, bo XIX-wieczną opowieść o życiu paryskich artystów przeniósł do współczesnego Nowego Jorku. Larson, na szczęście, nie poprzestał na prostych zapożyczeniach. W „Rent” skopiował postaci i zarys akcji, ale mocno osadził ją w dzisiejszym świecie. Miłość w wersji homo, choć pokazana na drugim planie, jest tu tak samo namiętna i tragiczna jak tradycyjna, a największym zagrożeniem dla artystów łamiących obyczajowe tabu nie jest gruźlica, lecz AIDS.

„Rent” powstał w czasach strachu przed wirusem HIV, a pokazanie na scenie miłości lesbijskiej szokowało. Dziś z chorobą AIDS już się oswoiliśmy, a drastyczność obyczajowa musicalu znacznie zwietrzała. „Rent” nie szokuje już jak w latach 90., ale i nie stracił drapieżności.

„Rent” dotyka problemu ważnego i dzisiaj, zwłaszcza w Polsce. To prawo do wolności artystów, którzy nie chcą dostać się w bezlitosne tryby kultury masowej. Larson sportretował prowokujących publiczność performerów, muzyków niedbających o sławę, filmowców niechcących kręcić głupawych filmików dla komercyjnych stacji telewizyjnych. Gdyby ten wątek wydobyć na plan pierwszy, „Rent” skłaniałby dzisiaj do refleksji, czy warto płacić taką cenę za artystyczną swobodę. W Szczecinie reżyser Andrzej Ozga nie dostrzegł tej szansy. Musical potraktował wyłącznie jako okazję do stworzenia dynamicznego widowiska, bez głębszych wszakże treści.

Cała niemal obsada składa się z młodych ludzi wyłonionych w castingu. Dobrze muzycznie przygotował ich Maciej Cybulski, a Opera na Zamku pozyskała kilka talentów wokalnych: Mariusza Totoszka (Roger), Renatę Gosławską (Maureen), Magdalenę Smuk (Joan) czy rewelacyjnego jako drag queen Angela Filipa Cembalę. Ci młodzi ludzie zdobyli już pewne musicalowe doświadczenia w Warszawie i Gdyni, próbowali szczęścia na rozmaitych festiwalach piosenki. Na szczecińskiej scenie dają z siebie wszystko, by udowodnić, że warto na nich stawiać. Ale dylematy bohaterów musicalu są im w gruncie rzeczy obce, bo oni marzą zapewne nie o artystycznej niezależności, ale o sławie.

[i]Jonathan Larson „Rent”. Reżyseria Andrzej Ozga, scenografia Mariusz Napierała, choreografia Tomasz Tworkowski, Opera na Zamku w Szczecinie, premiera 7 listopada[/i]

Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie